- „Plan musi być wykonany". Ta teza w polskim górnictwie wciąż obowiązuje. Z raportu Wyższego Urzędu Górniczego wynika, że niemal co drugi pracownik dołowy jest nakłaniany przez osoby dozoru do podejmowania ryzyka, by wykonać zadania, m.in. wydobywcze – mówił Wacław Czerkawski, wiceprzewodniczący Związku Zawodowego Górników w Polsce.
– Doszliśmy do takiej sytuacji, że bezpieczeństwo w dużej mierze zależy od tego, kto pracuje w danej kopalni: załoga własna czy firma zewnętrzna. A to co tanie, wcale nie musi być dobre – podkreślał.
Czerkawski zwrócił uwagę m.in. na czas dojścia do pracy górników. Są miejsca, gdzie muszą oni przejść 120 min. (Murcki-Staszic), 70 min. (Zofiówka) czy 60 min. (Janina). - Mówi się, że związkowcy walczą o podwyżki dla górników. To prawda. Bo inwestycje kopalń to nie tylko sprzęt, ale także ludzie. Nasze postulaty nigdy nie załamały kondycji finansowej firm, bo w kryzysie nie domagaliśmy się wzrostu płac – mówił Czerkawski.
Sprawa bezpieczeństwa ma być jednym z tematów zespołu trójstronnego ds. górnictwa, który odbędzie się w Warszawie 29 października. To ważny temat. W tym roku w branży zginęło już 24 górników, w tym 19 w kopalniach węgla kamiennego, choć nie doszło w nich do żadnej katastrofy. W całym górnictwie zdarzyło się w sumie ponad 1800 wypadków, z czego ponad 1000 właśnie na węglu kamiennym – wynika z danych WUG.
- Stan bezpieczeństwa nie jest zadowalający – przyznaje Janusz Malinga, dyrektor departamentu warunków pracy w WUG. – Obecnie promuje się pracowników efektywnych, dających gwarancję wykonania planu, a nie tych pracujących bezpiecznie. Nie ma solidarności załóg, by reagować na niewłaściwe zachowania współpracowników. Zdaniem Komisji Bezpieczeństwa, w skład której wchodzą przedstawiciele WUG, spółek i związków tylko wspólne działania pozwolą na zmianę mentalności i zwiększenie wrażliwości – dodał.