To efekt ostatniej sprawy polskiej koniny – czeskie służby weterynaryjne kilka dni temu poinformowały, że w polskim mięsie znaleziono zakazany antybiotyk. Polska zauważa, że przez to dochodzi do dyskryminacji produktów spożywczych z Polski.
- Nie można przypisywać odpowiedzialności grupowej pojedynczym incydentom żywnościowym – każdy kraj wykorzystujący incydenty do tworzenia protekcjonizmu rynku nie może liczyć na poparcie UE – przestrzegał Gantner.
– To, co dzieje się wokół polskiej żywności, to tak naprawdę to, co dzieje się w UE. My nie uważamy, że 100 proc. naszej produkcji jest dobre, bo w każdym kraju, także w Czechach, zdarzają się błędy. Przypominam, że w 2012 r. Czesi też mieli incydent z tym, że kilka osób zmarło po wypiciu skażonego alkoholu. Ale nie było wtedy w Polsce podstaw, by mówić, że czeska żywność jest zła i nie można jej importować, nie budowaliśmy barier w handlu z Czechami – przypomniał.
Jego zdaniem media oczywiście mogą nagłaśniać incydenty, a afera z koniną pokazała, że żaden kraj nie jest wolny od zafałszowań w sektorze żywności. Przestrzegał jednak przed paniką.
- Może system sektora żywieniowego UE powinien być jednolity i organizacyjnie i legislacyjnie? Jako polscy producenci żywności nie oczekujemy taryfy ulgowej wobec naszych produktów, bo błędy trzeba tępić, a firmy, które się ich dopuszczają karać, ale nie może być tak, że Czesi stosują odpowiedzialność zbiorową. Niedopuszczalne, że nasz minister rolnictwa usłyszał, że nie możemy dostać próbek mięsa, bo zakwestionowany produkt został zjedzony. A to już wystarczy żeby podważyć wiarygodność czeskich kontroli. Apelujemy o rozsądek – mówił.