Polskę ogarnął boom na kamery sportowe (używane np. przez narciarzy czy rowerzystów) i rejestratory samochodowe. Jak podkreślają eksperci, to zupełnie nowe kategorie produktowe, na które popyt wystrzelił w ubiegłym roku. Dziś ich sprzedaż ratuje dołujący od kilku lat segment kamer wideo. Od 2011 r. popyt na kamery spadł o ponad 40 proc. Eksperci mówią, że branżę zabiły smartfony, którymi coraz częściej kręcimy filmy.
Reklama na YouTube
Obie rosnące kategorie produktów, nazywane kamerami akcji (z ang. action cam), to prawdziwy fenomen. – Ten segment rynku kamer rośnie tak dynamicznie, że w 2013 r. firmy miały poważny kłopot z niewystarczającymi mocami produkcyjnymi – mówi Michał Adamczuk, dyrektor w firmie Lark.
– Jeszcze w 2012 r. ich sprzedaż praktycznie była niezauważalna. Ale już w zeszłym roku urządzenia tego typu stanowiły ponad 1/5 całego rynku kamer – potwierdza Ireneusz Halak, dyrektor sprzedaży w JVC. Jak zaznacza, kategorie te dalej dynamicznie rosną. – W tym roku przebiją 30 proc. – prognozuje.
To jednak konserwatywne założenie. Część analityków się spodziewa, że popyt będzie rósł jeszcze szybciej. – Przewidujemy dwukrotny wzrost sprzedaży w tym segmencie – podkreśla Katarzyna Śliwińska z firmy Manta.
Moda na rejestratory przyszła do nas z Rosji. – Kierunek popularyzacji jakichkolwiek technologii dotąd niespotykany – śmieje się Michał Adamczuk. – Na Wschodzie jednak bardzo popularne wśród kierowców jest nagrywanie filmów i umieszczanie ich w internecie na kanale YouTube – tłumaczy Radosław Trzeba z zarządu firmy myPhone.