PGNiG chce mniej płacić za rosyjski gaz

Firma wszczęła procedurę arbitrażową przeciw Gazpromowi, bo nie uzyskała obniżki ceny za importowane paliwo.

Publikacja: 14.05.2015 21:00

PGNiG domagało się od Gazpromu obniżki cen gazu. Ma na to duże szanse, ale zapewne dopiero za kilka

PGNiG domagało się od Gazpromu obniżki cen gazu. Ma na to duże szanse, ale zapewne dopiero za kilka miesięcy.

Foto: Bloomberg

Polskie Górnictwo Naftowe i Gazownictwo wszczęło przeciw Gazpromowi procedurę arbitrażową przed Trybunałem w Sztokholmie. Domaga się zmiany warunków cenowych w kontrakcie jamalskim, czyli długoterminowej umowie, na podstawie której trafia do Polski większość importowanego surowca. Według zarządu firmy wskazanie wartości przedmiotu sporu oraz terminu jego zakończenia jest obecnie niemożliwe.

– Negocjacje prowadzone w formule sześciomiesięcznego okna negocjacyjnego określonego w umowie z Gazpromem nie dały w pełni satysfakcjonujących efektów, dlatego zarząd PGNiG podjął decyzję o przekazaniu sprawy do trybunału arbitrażowego – tłumaczy Mariusz Zawisza, prezes PGNiG. Dodaje, że to nie oznacza wstrzymania rozmów z rosyjskim koncernem. – PGNiG jest gotowe na zawarcie porozumienia, które zagwarantuje spółce i jej klientom korzystną, osadzoną w realiach rynkowych cenę – twierdzi Zawisza.

Nie informuje, jakiego rzędu obniżki oczekuje. Spółka precyzuje jedynie, że jej działania mają na celu dostosowanie warunków zawartej umowy do sytuacji na europejskim rynku gazu.

Rozczarowani gracze

Informacja o wszczęciu procedury arbitrażowej spowodowała w czwartek mocną wyprzedaż akcji PGNiG na warszawskiej giełdzie. Ich kurs spadał nawet do 6,09 zł, czyli o 9,2 proc. – Giełdowi inwestorzy już teraz oczekiwali pozytywnego zakończenia negocjacji i dużych korzyści dla PGNiG. Informacja o arbitrażu jest dla nich dużym rozczarowaniem – mówi Kamil Kliszcz, analityk DM mBanku.

Jego zdaniem na rozstrzygniecie sporu trzeba będzie czekać jeszcze wiele miesięcy. Poza tym dziś nie ma żadnych przesłanek do stwierdzenia, czy zostanie zawarte porozumienie w wyniku prowadzonych przez strony rozmów, czy też konieczny będzie wyrok Trybunału.

Zakończeniu sporu nie sprzyjają nie najlepsze relacje polityczne pomiędzy Polską i Rosją. Poza tym oczekuję, że w czwartym kwartale tego roku cena gazu w kontrakcie jamalskim zrówna się z ceną rynkową tego surowca na poziomie 260 dol. za tys. m sześc. – twierdzi Kliszcz. Szacuje, że dziś PGNiG płaci Gazpromowi około 320 dol. za każdy tys. m sześc. gazu.

Rozmowy trwają

W ocenie specjalistów obecne działania PGNiG, to ruch w dobrym kierunku. – Złożenie pozwu nie zamyka rozmów, a wręcz przeciwnie, może być skutecznym środkiem, który skłoni partnera do kompromisu. Tak było w latach 2011–2012 – uważa Andrzej Arendarski, prezes Krajowej Izby Gospodarczej. Jego zdaniem gdyby spółka nie złożyła pozwu, straciłby szanse na dalsze rozmowy z Gazpromem. – Nie jest więc wykluczone, że za kilka tygodni lub kilka miesięcy usłyszymy o jakimś kompromisie – dodaje.

PGNiG ma obecnie kilka mocnych argumentów, aby osiągnąć to, co założyło. Przede wszystkim Komisja Europejska przedstawiła Gazpromowi zarzuty nadużywania monopolistycznej pozycji na rynku gazu w Europie Środkowej i Wschodniej. Po za tym Rosjanie od września do marca ograniczali dostawy gazu do Polski wbrew ustaleniom zawartym w kontrakcie jamalskim. Wreszcie postępowania arbitrażowe wytaczają Rosjanom inne firmy, co pokazuje, że sprawa Polski nie jest odosobniona. Obecnie prowadzone są one m.in. pomiędzy Gazpromem a niemieckim E.ON, duńskim Dongiem i ukraińskim Naftohazem.

Kontrakt jamalski obowiązuje do 2022 r. Na jego mocy Polska może importować z Rosji do 10,2 mld m sześc. gazu rocznie. Powinniśmy jednak odebrać przynajmniej 85 proc. tego wolumenu. Dziś cena w kontrakcie określana jest zarówno na podstawie kursu ropy, jak i cen gazu na rynkach zagranicznych.

Ukraina sprawdzi Gazprom

Antymonopolowy Komitet Ukrainy na polecenie rządu wszczął dochodzenie w sprawie działalności Gazpromu na rynku ukraińskim. Jeżeli się okaże, że koncern naruszył antymonopolowe przepisy obowiązujące na Ukrainie, przez m.in. zawyżanie cen i blokowanie konkurencji, może dostać karę w wysokości do 10 proc. rocznych obrotów na tym rynku oraz polecenie zmiany kwestionowanych działań. Wyegzekwowanie tego będzie jednak bardzo trudne, ponieważ rosyjski koncern zawsze działał na Ukrainie przez pośredników; nie ma też w kraju żadnego majątku, który można zająć na poczet kary. Miał go jedynie na anektowanym przez Rosję Krymie. Dochodzenie jest więc bardziej formą nacisku na Rosjan w celu uzyskania korzystnych zmian w kontraktach.

Biznes
Demograficzne wyzwania Polski: dzietność, migracje i przyszłość gospodarki
Biznes
Dodatkowe 26 mld zł na obronność zatwierdzone. Zgoda KE dla Polski
Biznes
Adam Bodnar i Leszek Balcerowicz na konferencji TEP
Biznes
Komputronik pozyskał inwestora. Kurs szybuje
Biznes
Jak obniżyć ceny mieszkań? Cła na nawozy i plan podatkowy Trumpa