Na czym miał polegać ten mechanizm sejmowego nadzoru?
Ludwik Dorn: Chodziło o to, by na niejawnym posiedzeniu komisji posłowie opiniowali decyzje o zakupach konkretnego sprzętu i uzbrojenia o dużej wartości, powiedzmy - od progu kilkudziesięciu milionów euro. Nie chodzi mi o tropienie korupcji. Proponowałem, by sejmowa komisja obrony stworzyła szefowi MON i rządowi sposobność wytłumaczenia się i uzasadnienia najpoważniejszych wydatków. Parlamentarna weryfikacja kosztownych państwowych decyzji zbrojeniowych nie jest w krajach NATO niczym nadzwyczajnym. Niemcy robią to w oparciu o stosowne ustawy, Brytyjczycy wypracowali skuteczne zwyczaje, w USA wyjątkowo drobiazgowa kontrola nad publiczną sakiewką to oblig konstytucyjny.
Sejm i teraz ma funkcje kontrolne, ten mechanizm nie działa?
Jest nieco lepiej niż jeszcze 5 lat temu, gdy spece z nieistniejącego już Biura Analiz Rynku Uzbrojenia w MON, suflowali szefowi resortu obrony rozwiązania na podstawie internetowej wiedzy lub co gorsza danych technicznych sprzętu wypisywanych z reklamowych folderów.
Teraz jest postęp, ale do pełnego otwarcia dostępu do informacji z kuchni przetargowej daleko. Kolejne decyzje ministrów obrony przeniosły negocjacje z potencjalnymi dostawcami broni i wyposażenia i uzasadnienia najważniejszych rozstrzygnięć kontraktowych do katalogu wiadomości tajnych i zastrzeżonych. Uzyskanie wyjaśnienie jakichkolwiek wątpliwości to duży kłopot nawet dla posła.