Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej, na finiszu prac nad nowelizacją ustawy o RDS, zgłosiło niespodziewanie poprawki, które rozgniewały stronę społeczną Rady, czyli pracodawców i związkowców.
„Wszyscy ważymy tyle samo”
– Zmiany są konieczne, by Rada nie utraciła sterowności. A do tego to zmierza, bo liczba organizacji pracodawców, które chcą zasiadać w radzie, powiększa się ponad miarę – mówi „Rzeczpospolitej” Łukasz Bernatowicz, prezes Związku Pracodawców Business Centre Club. – Problem polega jednak na tym, że rząd jest jedną z trzech stron RDS, przy czym każda z tych stron ma tę samą wagę. To nie jest tak, że rząd jest nadzorcą Rady i może narzucać rozwiązania, jakie sobie wymyśli, bo nie po to jest Rada Dialogu Społecznego, żeby któraś ze stron była uprzywilejowana – tłumaczy.
Czytaj więcej
Mija rok pracy koalicji kierowanej przez Donalda Tuska. Przedsiębiorcy liczyli na więcej, ale doc...
Przekonuje, że zmiany powinny być dogadane z całą trójką. – Gospodarzem zmian musi być Rada. I Rada wypracowała pakiet zmian, które poszły do rządu. Przewidują one kryterium dodatkowe w postaci biegłego rewidenta, który zbada oświadczenie każdej organizacji o tym, że ma reprezentatywność, bo dziś nikt tego nie sprawdza. Ponadto weryfikowane byłoby to, czy członkowie organizacji płacą składki, bo bardzo łatwo pozyskać członków, jeśli to nic nie kosztuje – mówi Łukasz Bernatowicz.
Dodaje, że szefowa resortu rodziny, pracy i polityki społecznej przyjęła od strony społecznej wypracowany przez nią pakiet zmian i obiecała, że nabierze on kształtu legislacyjnego. – W ostatniej chwili ktoś jednak podpowiedział stronie rządowej, by wprowadzić do tego zmiany, które w efekcie trafiły do projektu ustawy. Bez uzgodnienia ze stroną społeczną – mówi szef Związku Pracodawców BCC. – Tak być nie może. Jedna strona nie może narzucać dwóm pozostałym swoich nieuzgodnionych z pozostałymi zmian – przekonuje.