Michał Gwizda, Crido: Miliardy z UE wydawane na chybcika

Nabory projektów dla biznesu finansowanych przez UE są organizowane w pośpiechu i w procesie ciągłych modyfikacji. A w grę wchodzą olbrzymie pieniądze – mówi Michał Gwizda, partner zarządzający w firmie konsultingowej Crido.

Publikacja: 04.05.2023 03:00

Michał Gwizda, Crido: Miliardy z UE wydawane na chybcika

Foto: mat. pras.

Rząd przeznaczył dla małych i średnich firm prawie 4,5 mld zł ze środków UE. Nabór będzie trwał do 9 maja. To dużo pieniędzy jak na tak krótki czas.

Tak, bardzo dużo. Kolejnych 667 mln zł, w tym samym terminie, przeznaczono dla dużych. A trzeba pamiętać, że to tylko środki rozdzielane centralnie w ramach tzw. ścieżki smart. A pamiętajmy, że są jeszcze osobne nabory w regionach.

Trzeba się spieszyć, żeby te pieniądze nie przepadły?

Nie, uwarunkowania prawne nie uzasadniają takiego pośpiechu. Owszem, Polska jest trochę spóźniona w wydawaniu tych pieniędzy, ale to nic groźnego. Środki są przyznawane przez UE w zakresie wieloletnich ram finansowych. To oznacza, że należy je rozdysponować i wydać do 2027 r., a do 2029 jest czas na realizację projektów. W tym kontekście pośpiech jest niezrozumiały. Zwłaszcza że strona rządowa nie jest w pełni przygotowana do operacji od strony technicznej, bo na bieżąco poprawia i uzupełnia potrzebną dokumentację. Zaraz po tych naborach będą kolejne. Jeszcze w maju mamy konkurs dla małych i średnich firm, na prawie 900 mln zł. I kolejne 667 mln zł dla dużych. To są konkursy, które zostaną rozstrzygnięte do jesieni.

To ma jakieś znaczenie?

Niepokoi fakt, że już w pierwszych naborach i w takim pośpiechu trafia na rynek ogromna pula pieniędzy. A pierwsze nabory z natury rzeczy są obarczone błędami i brakiem jasnych interpretacji, jak postępować w wątpliwych sytuacjach. Z doświadczenia wiemy, że w takich okolicznościach pojawia się wiele wątpliwości. Zwróćmy też uwagę, że już po wakacjach ruszy olbrzymi nabór dla konsorcjów naukowych z przedsiębiorcami, a tu do rozdysponowania będzie ponad 1,5 mld zł. Obawiam się, że szybkie rozdawnictwo doprowadzi do sytuacji, w której np. duże podmioty praktycznie nie dostaną pieniędzy w kolejnych latach, bo środki się skończą. To niezwykle niepokojące z punktu widzenia biznesu.

Dlaczego?

Dlatego że mówimy tu o projektach badawczych i innowacyjnych, czyli z założenia przełomowych. A te potrzebują budżetów i wsparcia na długie lata. Innowacje są obszarem, który wymaga przyjęcia strategii działania na wiele lat do przodu i zwinnego dostosowywania się do zmienności rynku. Dzisiejsze rozwiązania być może trzeba będzie za jakiś czas modyfikować czy korzystać z nowych rozwiązań, algorytmów. A wtedy co zrobią firmy? Dla dużych pieniędzy już nie będzie, dla małych i średnich zostaną małe kwoty.

Czy to zdarzało się wcześniej?

Od lat pracujemy na tym rynku, widzimy różne sytuacje, jesteśmy w stanie zobaczyć zarówno duży obraz, jak i niuanse. Dzisiejsza sytuacja jest nieporównywalna do tego, co miało miejsce w przeszłości. Widać dysproporcję. I nie chodzi tylko o same kwoty, ale też o osobliwości, które towarzyszą tym naborom.

Osobliwości?

Nabory są organizowane w pośpiechu i ciągle modyfikowane, bo na to zezwala tzw. ustawa wdrożeniowa. W normalnych okolicznościach niemożliwe byłyby ciągłe modyfikacje, szybkie nabory bez odpowiedniego czasu na przygotowanie i analizę dokumentacji oraz zasad. Niestety, dobre praktyki zostały zamrożone poprzez okres covidu specjalnymi przepisami przejściowymi. Z pewnością pozwalają one bardzo elastycznie działać administracji, co mieliśmy okazję odczuć w ramach szeroko komentowanej już NCBR-owskiej szybkiej ścieżki cyfrowej ostatniej jesieni. Wówczas ekspresowo i niejako z zaskoczenia dla biznesu ogłoszono supernabór na ponad 800 mln zł. W dodatku my, przedstawiciele innych firm, organizacji przedsiębiorców, chodziliśmy na posiedzenia komitetów monitorujących i pytaliśmy – czy będą jeszcze jakieś konkursy w 2022 r.? Odpowiedź wówczas brzmiała: nie. Nawet jeżeli założymy, że administracja chce szybko uruchomić środki europejskie, to warto byłoby organizować ten proces tak, aby zadbać o jakość projektów, możliwości konsultowania zasad, harmonogramów i reguł konkursów. A przecież mówimy o pieniądzach publicznych na niebagatelną skalę, liczoną nie w milionach, lecz w miliardach. Warto te środki rozdawać rozważnie i na najlepsze dla Polski i polskich przedsiębiorców projekty.

Ale przecież wydawanie środków z UE podlega kontroli.

Myśli pan, że ktokolwiek jest w stanie skontrolować projekty i podmioty w konkursie na 4,5 mld zł, w bardzo różnych obszarach? Ostatnio NCBiR nie dał sobie rady z 800 mln zł, i to w jednym obszarze tematycznym innowacji cyfrowych. A w najbliższych kilku miesiącach będzie do rozdania ponad 10 mld zł środków publicznych. Tutaj przewidziane jest kilkanaście różnych naborów, de facto osobnych konkursów multidyscyplinarnych. Jeden podmiot może składać po kilka projektów w różnych obszarach. I jak to skontrolować? Cała ta sytuacja jest wynikiem pewnego mechanizmu działania: chcemy pokazać, jak sprawnie wydajemy środki unijne i jak duża ilość środków czeka na przedsiębiorców. Nie wiem tylko, jak przy tym wszystkim zachować wysokie standardy oceny projektów.

Ma to swój sens, były fale krytyki, że wydawanie pieniędzy z UE idzie za wolno.

Ale naprawdę nie trzeba tego robić tak szybko i na tak wielką skalę. Spójrzmy na to też od innej strony. Czy Polska jest już eldorado w działalności badawczo-rozwojowej i innowacji? Czy mamy kadry, narzędzia i masę projektów, które zawojowały świat? Przecież te pierwsze konkursy dla MŚP to prosta droga do wspierania projektów nie najwyższej jakości.

Przecież sama Unia bada, jak są wydawane pieniądze.

Tylko że Unia wkracza przede wszystkim wtedy, gdy w samej konstrukcji reguł konkursu kryje się ryzyko korupcji. Na kontrolę OLAF trzeba sobie zasłużyć, w Polsce do tej pory zdarzyło się ich niewiele. Tutaj mamy przede wszystkim do czynienia z kwestią jakości. Przy takiej skali finansowania trzeba po prostu nisko ustawić progi wydawania tych pieniędzy. Jest też ryzyko, że jak bumerang powróci zasada „kto pierwszy ten lepszy”, bo potem nie będzie środków. A to w obszarze innowacji fatalna w skutkach i krótkowzroczna strategia.

Wcześniej tak nie było?

W przeszłości jakość projektów również pozostawiała wiele do życzenia. Ale przeszliśmy znaczącą ewolucję – i Unia, i polska gospodarka. Przed poprzednią perspektywą w Polsce przedsiębiorcy praktycznie nie znali określenia: badania i rozwój. Europejskie pieniądze biznes wydawał najpierw na produkcję, potem na lekką modernizację. Dopiero później pojawiło się słowo „innowacje”, a jeszcze później „badania”. W związku z tym jeszcze dziesięć lat temu olbrzymim beneficjentem środków unijnych były często podmioty zagraniczne, które w Polsce lokowały fabryki i te fabryki były na ogół bardzo nowoczesne. Dopiero potem beneficjentem stały się w przeważającej większości polskie podmioty. Problem polegał na tym, że obszar badań i rozwoju nie był w Polsce rozwinięty na dużą skalę. Wymyślono więc coś takiego, jak projekty demonstracyjne i linie pilotażowe. A rzecz dotyczyła np. innowacyjnej technologii produkcji styropianu. Opracowywano maszyny przy współudziale często dostawcy tych maszyn, taka linia była kupowana jako pilotażowa i rodził się projekt badawczy dotyczący tejże linii i niekiedy też samego produktu, np. żeby był bardziej biodegradowalny.

To absurd, droga do nadużyć.

I tu pana zaskoczę. Nie krytykowałbym takich przypadków. Na pewno nie realizowały one wprost idei badań i rozwoju. Natomiast, żeby stworzyć pewną kulturę badań i rozwoju, trzeba było po prostu eksperymentować. Żeby firmy zaczęły rozumieć, że warto inwestować w ten obszar. Trochę tak jak ze start-upami. Ale tylko dzięki temu jest szansa na budowanie pewnego rodzaju środowiska i pewnego rodzaju mechanizmów. Biznes zacznie rozmawiać z nauką, a nauka zacznie myśleć o tym, co może zaoferować przedsiębiorcom. To proces długotrwały, ale dziesięć lat temu był on zupełną fikcją. Dziś już się dzieje w wielu firmach. Choć oczywiście wiąże się to zawsze z niepewnością, do głosu dochodzą różni pomysłodawcy, czasami pseudowynalazcy. Widać jednak wyraźnie, że firmy metodą prób i błędów, zaczynając nawet od tej wspomnianej linii pilotażowej, rozpoczęły swoją drogę do badań i rozwoju. I efekt jest taki, że teraz mamy już sporo dojrzałych projektów. Są już też branże, które na dużą skalę stawiają na badania i rozwój. W Polsce to przede wszystkim sektor farmaceutyczny, biotechnologiczny czy informatyczny. Problem widzę gdzie indziej.

Gdzie?

W tym, że stosunkowo mało czempionów innowacji widzimy w sektorze prywatnym, tu jest zaledwie kilka firm. Oczywiście, w państwowym także jest z tym różnie. Ale na pewno znacznie więcej powinno być dużych firm-wielorybów, wokół których krążą rybki, które potrafią z nimi współpracować i dzięki nim rosnąć. No ale dotykamy tu kilku problemów: równości szans dostępu do informacji i równowagi w podaży pieniędzy publicznych.

Czyli?

Jeżeli mamy konkurs na duże pieniądze, który został ogłoszony w pewnym sensie znienacka, to jest obawa, że ktoś jednak o nim wiedział. Że takie przedsięwzięcie będzie planowane. I miał przewagę czasu. Mógł się przygotować pod każdym względem. Po co w ogóle prowokować takie dyskusje? Czy nie lepiej byłoby spokojnie ogłaszać z wyprzedzeniem nabory i rozłożyć środki na innowacje na całą perspektywę do 2027 r.? Wszyscy byliby wygrani. Przedsiębiorcy mieliby możliwość przygotowania projektów także w kolejnych latach i budowania przewagi konkurencyjnej na rynkach międzynarodowych, a administracja – szansę wybrania najlepszych projektów. Wolę, gdy pieniądze publiczne są wydawane w wolniejszym tempie i z rozwagą.

Rząd przeznaczył dla małych i średnich firm prawie 4,5 mld zł ze środków UE. Nabór będzie trwał do 9 maja. To dużo pieniędzy jak na tak krótki czas.

Tak, bardzo dużo. Kolejnych 667 mln zł, w tym samym terminie, przeznaczono dla dużych. A trzeba pamiętać, że to tylko środki rozdzielane centralnie w ramach tzw. ścieżki smart. A pamiętajmy, że są jeszcze osobne nabory w regionach.

Pozostało 95% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Biznes
Krzysztof Gawkowski: Nikt nie powinien mieć TikToka na urządzeniu służbowym
Biznes
Alphabet wypłaci pierwszą w historii firmy dywidendę
Biznes
Wielkie firmy zawierają sojusz kaucyjny. Wnioski do KE i UOKiK
Biznes
KGHM zaktualizuje strategię i planowane inwestycje
Biznes
Rośnie znaczenie dobrostanu pracownika