Firmy w Ukrainie walczą o przetrwanie i planują powojenną przyszłość

Wojna wyrządziła spore szkody przedsiębiorstwom w Ukrainie. Niektórym rosyjskie rakiety zniszczyły siedziby, inne musiały mocno ograniczyć działalność. Ale kto może, prowadzi dalej biznes, by po wojnie mieć dobrą pozycję na rynku.

Publikacja: 15.03.2023 03:00

Spalone pieczywo przed piekarnią Czanta w Nowich Petriwcach, która ucierpiała w wyniku rosyjskiego o

Spalone pieczywo przed piekarnią Czanta w Nowich Petriwcach, która ucierpiała w wyniku rosyjskiego ostrzału i pożaru

Foto: Paweł Rochowicz

Trzydzieści procent spadku PKB – taki wojenny cios dostała ukraińska gospodarka w 2022 roku. Były jednak firmy, które zanotowały dokładnie taki wynik, ale na plusie. I to działając najzupełniej uczciwie.

– Nasze obroty w ubiegłym roku zwiększyły się o 30 proc. – opowiada Ołeksandr Mychalenok, właściciel delikatesów „Food Factor & Hemp Factor” w centrum Kijowa. Sprzedaje wyszukane gatunki żywności – sery, kiełbasy i wyroby wegańskie. W sklepie jest też odzież i różne wyroby z technicznych konopi. Gdy doszło do oblężenia Kijowa na początku wojny, Ołeksandr postanowił zaryzykować i nie zamknął interesu.

– Rozszerzyliśmy tylko asortyment o zwykły chleb, zwykłe mleko i parę innych artykułów. Ludzie przychodzili tłumnie, gdy tylko nie było alarmów powietrznych. Po prostu byliśmy jednym z nielicznych sklepów otwartych w tej okolicy – wspomina Mychalenok. Jego pracownicy nocowali w sklepie, by się nie narażać na bombardowania podczas przejazdów przez miasto i by pracować dla mieszkańców Kijowa jak najdłużej, aż do godziny policyjnej. W ten sposób Food Factor sporo zarobił, aby podzielić się zyskiem z potrzebującymi. W czasie oblężenia załoga sklepu rozdawała bezpłatne posiłki emerytom i żołnierzom. Pomogła też w wysłaniu kobiet i dzieci autobusami na Litwę.

Gradem w piekarnię

Food Factor pozostał nietknięty, ale rosyjskie pociski Grad dosięgły wielką piekarnię Czanta we wsi Nowi Petriwcy, 25 km od centrum Kijowa. Przed wojną piekła ona nawet 20 ton pieczywa dziennie. W momencie ostrzału na miejscu byli tylko dwaj pracownicy, którym jakimś cudem nic się nie stało. Ale pożar wywołany wybuchami strawił większość z długiej na 168 m hali produkcyjnej.

– Nie wiem, czy to był przypadek, czy Rosjanie uznali nas za strategiczny obiekt. Jeśli to drugie, to może dlatego, że produkowaliśmy m.in. pieczywo mrożone przydatne naszym żołnierzom na froncie – zastanawia się Olena Taranenko, dyrektor zakładu. Prawdopodobnie jednak rosyjski zwiad po prostu dostrzegł duży budynek, pod który często podjeżdżały ciężarówki i wziął go za skład broni albo amunicji.

Państwowi eksperci oszacowali straty na 5,5 mln euro. Zakład był ubezpieczony, ale na wypłatę odszkodowania próżno było liczyć. Ubezpieczyciel mówił krótko: force majeure. Siła wyższa, wyłączająca odpowiedzialność. Nic nie dał też rząd, banki odmówiły kredytu. Jednak właściciel Chanty Jurij Trydniuk zdecydował się na odbudowę piekarni z własnych środków. Już kończy się odtwarzanie jednej ze zniszczonych hal, w maju częściowo ma ruszyć produkcja. Jednak do pełnej odbudowy jeszcze daleko, a własnych środków raczej nie starczy.

Nie wszystkim starczyło tyle odwagi, co właścicielowi Czanty, by przynajmniej zacząć naprawiać szkody. Mychajło Nepran, pierwszy wiceprezes Ukraińskiej Izby Przemysłu i Handlu, wspomina, że w najcięższym okresie wojny kilkadziesiąt procent przedsiębiorstw nie działało. – Teraz jest już nieco lepiej, ale wciąż jest problem nieprzewidywalności wojennej sytuacji. Banki niechętnie udzielają kredytów, z wyjątkiem sektora rolnego. Brakuje pracowników, bo wielu mężczyzn służy w wojsku, a wiele kobiet wyjechało za granicę albo na zachód Ukrainy – wylicza Nepran.

W lutym Rada Najwyższa uchwaliła ustawę zapewniającą odszkodowania za utracony prywatny majątek, ale na odszkodowania dla biznesu przyjdzie jeszcze poczekać. W parlamencie dopiero trwają prace nad ustawą.

– Nie jest najgorzej, bo nie wprowadzono kartek na żywność. A przecież w czasie różnych wojen tak właśnie bywało – przypomina Mychajło Nepran, podkreślając, że ukraiński przemysł spożywczy działa całkiem nieźle. – Niektóre firmy z tej branży radzą sobie nawet lepiej niż przed wojną. Np. o 24 proc. wzrósł eksport ukraińskiego masła – dodaje.

Stres leczony czekoladą

W miarę dobrze jak na czasy wojenne radzą sobie też cukiernicy, choć w 2022 r. obroty branży spadły jak w całej gospodarce o około 30 proc. – Znaczna część konsumentów wyjechała za granicę. Ci, którzy zostali, mają mniej pieniędzy i rzadziej wybierają eleganckie słodycze z górnej półki, a częściej te tańsze – zauważa Ołeksandr Bałdyniuk, prezes organizacji Ukrkondprom, zrzeszającej m.in. producentów słodyczy i koncentratów spożywczych. Dodaje jednak, że tuż przed Nowym Rokiem sprzedaż nieco wzrosła. – Poza tym wolontariusze kupują czekoladę i uzupełniają nią jadłospis żołnierzy na froncie. A ludność cywilna od roku żyje w stresie i leczy go w najprostszy sposób: jedząc słodycze – twierdzi Bałdyniuk.

Na początku wojny były problemy z zaopatrzeniem w surowce, choćby groch czy mąkę. Wiele z surowców przywożono z południowo-wschodnich regionów kraju, zajętych dziś przez Rosję. Inne sprowadzano drogą morską np. z Turcji, a tu przeszkodziła blokada portów morskich. Jak wspomina Bałdyniuk, w pierwszych miesiącach wojny szwankowała też logistyka i transport. – Wojsko zarekwirowało wtedy wiele ciężarówek. Zdarzyły się nawet przypadki rekwirowania na potrzeby armii towarów gotowych do wysyłki za granicę w portach – wspomina szef Ukrkondpromu.

Słodka branża stara się opanować tę wojenną gorycz, ale wciąż doskwierają jej inne kłopoty. Transport już jakoś działa, ale przejścia graniczne, w tym te do Polski, są zakorkowane. Konieczność wielodniowego oczekiwania na odprawę celną utrudnia eksport. – I tak sytuacja na granicy z Polską się już nieco poprawiła, za co jesteśmy wdzięczni polskim władzom – mówi Bałdyniuk.

Są też prawne ograniczenia wpływające na handel zagraniczny. Do 1 lipca ubiegłego roku obowiązywał zakaz transferu walut za granicę. Wciąż obowiązuje zakaz importu usług. – A przecież chcielibyśmy sprzedawać nasze słodycze do Europy Zachodniej i wesprzeć te sprzedaż reklamą w tamtejszych telewizjach. Tyle że teraz zamawianie takich usług za granicą jest zabronione – żali się Ołeksandr Bałdyniuk.

Polskie firmy się nie poddają

Według rządowej agencji Ukrinvest na terenie Ukrainy działa około 3 tys. polskich firm. Niektóre tylko jako przedstawicielstwa, inne prowadzą produkcję czy usługi. One też doświadczają wojennych utrudnień.

Fakro, producent okien dachowych z centralą w Nowym Sączu, ma w Ukrainie trzy fabryki. Placówkę we Lwowie zamieniono na magazyn pomocy humanitarnej prowadzony wspólnie z Caritasem. Pozostałe fabryki pracują, choć na pół gwizdka, i to tylko nocami, gdy nie ma przerw w dostawie prądu.

– Sprzedaż na rynku ukraińskim to teraz tylko 20 proc. tego, co było przed wojną – przyznaje prezes Fakro Ryszard Florek. Jednak pytany o ewentualne zamknięcie swojego ukraińskiego biznesu zdecydowanie zaprzecza. Bo nie chce zwalniać pracowników ani tracić tego rynku. Przecież gdy wojna się skończy, okna będą potrzebne do odbudowy zrujnowanych domów.

Całkiem nieźle znosi wojnę ukraiński sektor informatyczny. Zachodnia Ukraina bywa czasem nazywana wręcz nową Doliną Krzemową, bo to tam przeniosło się wielu informatyków z całego kraju. W Tarnopolu działa ukraińska spółka córka polskiej firmy Future Processing. Jej szef Paweł Wuttke przyznaje, że w wojennym 2022 r. obroty utrzymały się na poziomie z poprzedniego roku. – Pracujemy dla klientów spoza Ukrainy, ale i oni mają teraz mniej pieniędzy, bo przecież wojna ma skutki na całym świecie – mówi Wuttke.

Szef Future Processing Ukraine przyznaje, że przeżywa te same problemy co inni ukraińscy przedsiębiorcy. – Firma informatyczna bez elektryczności nie może działać, więc zainwestowaliśmy w generatory prądu i urządzenia do magazynowania energii. Możemy wytrzymać nawet całkowity tygodniowy blackout – relacjonuje. I przyznaje, że firma myśli już o czasie powojennym.

– Przy odbudowie Ukrainy myślimy między innymi o klientach z sektora publicznego, w tym miastach średniej wielkości, dla których moglibyśmy dostarczać oprogramowanie w konsorcjach z innymi firmami z Polski i Ukrainy. Chcielibyśmy współpracować z polskimi przedsiębiorcami, którzy będą inwestować na rynku ukraińskim. Zresztą już nawiązujemy współpracę z firmami, które się do tego przymierzają – deklaruje Paweł Wuttke.

Entuzjazm jest, potrzebne inwestycje

Wróćmy do piekarni w Nowych Petriwcach. Na razie jeszcze w odbudowywanej hali pracują robotnicy budowlani. W kącie leżą szczątki rosyjskiej rakiety. Ma zostać wyeksponowana gdzieś na terenie zakładu jako eksponat muzealny przypominający o wojnie. W hali pachnie cementem. Ale już za kilka miesięcy będzie się tutaj roznosił aromat świeżo pieczonych croissantów.

– Takich firm jak nasza, które ucierpiały i się odbudowują, jest wiele. Wszystko dzięki naszemu entuzjazmowi – mówi Olena Taranenko.

Zaraz jednak dodaje, że samym entuzjazmem nie podźwignie się zrujnowanej Ukrainy. – Potrzeba nam inwestycji. Niech zagraniczne firmy inwestują w naszą gospodarkę, w naszą firmę także. Ani kopiejka się nie zmarnuje – zapewnia Olena Taranenko.

Gospodarka ukraińska w czasie wojny

30,2 proc. – spadł PKB Ukrainy w 2022 roku.
26,6 proc. – wyniosła inflacja w zeszłym roku
85 proc. – ukraińskich przedsiębiorstw nie działało w marcu 2022 r., a w grudniu – tylko 26 proc.
9,7 proc. – przedsiębiorstw zmieniło siedzibę w kraju
5,5 proc. – firm częściowo ewakuowało się za granicę
1,2 proc. – biznesów całkowicie przeniosło się do innych krajów
źródło: Ukrstat, Advanter Group

Trzydzieści procent spadku PKB – taki wojenny cios dostała ukraińska gospodarka w 2022 roku. Były jednak firmy, które zanotowały dokładnie taki wynik, ale na plusie. I to działając najzupełniej uczciwie.

– Nasze obroty w ubiegłym roku zwiększyły się o 30 proc. – opowiada Ołeksandr Mychalenok, właściciel delikatesów „Food Factor & Hemp Factor” w centrum Kijowa. Sprzedaje wyszukane gatunki żywności – sery, kiełbasy i wyroby wegańskie. W sklepie jest też odzież i różne wyroby z technicznych konopi. Gdy doszło do oblężenia Kijowa na początku wojny, Ołeksandr postanowił zaryzykować i nie zamknął interesu.

Pozostało 93% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Biznes
Koniec niemieckiego raju? Hiszpańskie wyspy mówią dość pijackim imprezom
Biznes
Biały Dom przyśpiesza pomoc dla Ukrainy. Nadciągają Patrioty, Bradley’e i Javelin’y
Biznes
Start zapisów do Poland Business Run
Biznes
Cybernetyczna wojna nęka firmy i instytucje
Materiał Promocyjny
Dlaczego warto mieć AI w telewizorze
Biznes
Kierunek zielone miasta. Inwestorzy szansą dla metropolii