Działalność prywatnego ratownictwa medycznego „odbywa się pod pełną kontrolą upoważnionych instytucji państwa polskiego, w zgodzie z przyjętymi procedurami i ustalonymi standardami" – piszą w liście otwartym ratownicy Falck Medycyna. Podobnie jak ich koledzy zatrudnieni w jednostkach publicznych, uważają, że wzrost wynagrodzeń dla ratowników medycznych – najsłabiej opłacanej grupy zawodowej zatrudnionej w systemie ochrony zdrowia – jest koniecznością. Są jednak zdania, że powinno to dotyczyć także pracowników zatrudnionych przez pogotowia prywatne.
Temat powrócił przy okazji ogólnopolskiego protestu ratowników medycznych. Ci zatrudnieni przez Falcka czują się pominięci w proteście. Twierdzą, że Krajowy Związek Zawodowy Pracowników Ratownictwa Medycznego (KZZPRM) odrzucił ich propozycję włączenia się do działań na rzecz wzrostu wynagrodzeń. – To brak elementarnej solidarności środowiskowej, a tym samym legitymacji do wypowiadania się w imieniu całego środowiska – piszą.
Przy okazji protestu w sprawie wzrostu wynagrodzeń powróciła dyskusja na temat nacjonalizacji ratownictwa. Zgodnie z projektem nowelizacji ustawy o państwowym ratownictwie medycznym, z budżetu państwa będą finansowane wyłącznie firmy z co najmniej 51-proc. udziałem Skarbu Państwa. To oznacza, że pogotowia prywatne, takie jak Falck Medycyna, będą mogły świadczyć usługi wyłącznie prywatnie. A z tych, w kraju powszechnego ubezpieczenia zdrowotnego, korzysta garstka osób. Zdaniem części ekspertów, taki zapis wyeliminuje prywatne firmy z rynku.
Tymczasem kilkanaście prywatnych spółek, posiadających łącznie 66 stacji pogotowia, realizuje dziś 32 proc. wszystkich umów z Narodowym Funduszem Zdrowia (NFZ). Największa z nich – Falck Medycyna – dysponuje ponad 200 nowoczesnymi karetkami, którymi w połowie jeżdżą zespoły specjalistyczne „S", z lekarzem. To prywatne pogotowia jako pierwsze wprowadzały nowinki techniczne, które dziś są standardem, np. aparat do automatycznego ucisku klatki piersiowej czy systemy lokalizacji karetek.
Autorzy nowelizacji przekonują, że ratownictwo powinno być upaństwowione, a ratownicy zatrudnieni nie na kontraktach, ale umowach o pracę. Projekt popiera KZZPRM. Roman Badach-Rogowski, szef związku, uważa, że na ratownictwie medycznym nie można zarabiać. – Ratowanie ludzkiego życia nie może być dochodowe, bo będzie istniała pokusa oszczędzania na personelu, materiałach opatrunkowych i lekach, co zagraża bezpieczeństwu pacjenta – twierdzi.