– Jest dramat. Branża ochrony gorączkowo poszukuje pracowników. Spółkom pilnującym osiedli, placów budów i obiektów publicznych podlegających obowiązkowej ochronie brakuje na dziś 15–20 tys. ludzi – narzeka Sławomir Wagner, prezes Polskiej Izby Ochrony.
Najtrudniej uzupełnić szeregi kwalifikowanych pracowników z uprawnieniami do konwojowania gotówki i posługiwania się bronią. To elita wśród strażników, niestety, zdobycie kwalifikacji stało się ostatnio trudniejsze.
Ale największy odpływ następuje w ostatnich miesiącach wśród szeregowych pracowników ochrony fizycznej. – Masowo uciekają do branż, które lepiej płacą, a trzeba niestety stwierdzić, że niemal cała outsourcingowa konkurencja sektora security radykalnie poprawiła płacową ofertę – przyznaje Beniamin Krasicki prezes szybko rosnącej się w ostatnich latach firmy City Security.
Sektor security wart 7,8 mld zł rocznie, zatrudniający wciąż 250-tysięczną armię ludzi, w ostatnich latach podlegał ostrym, ekonomicznym turbulencjom. Urzędowo aplikowany wzrost kosztów pracy spowodowany reformami – ozusowaniem umów, wzrostem płacy minimalnej i stawek godzinowych wprowadzanych arbitralnymi regulacjami wymusił w latach 2015–2016 zwolnienie ok. 50 tys. pracowników branży ochrony. W tym okresie całymi miesiącami w żmudnych negocjacjach firmy układały się z klientami, którzy z trudem akceptowali wyższe rachunki za pilnowanie mieszkań i bezpieczeństwo firm, proponując zmniejszenie liczby strażników i zastąpienie fizycznej ochrony monitoringiem i dozorem elektronicznym.