Według danych Centralnego Urzędu ds. Elektryczności prawie 80 proc. spośród 135 indyjskich elektrowni węglowych ma zapasy węgla na krytycznie niskim poziomie. Mogą one zostać wyczerpane w ciągu kilku dni.
Część elektrowni już została wyłączona z powodu niedoborów surowca. Na przykład w stanie Maharasztra przerwano pracę w 13 elektrowniach. Wyłączenia prądu, trwające nawet do 14 godzin dziennie, objęły m.in. stany Pendżab, Radżastan i Bihar. Zagrożona nimi jest również stolica. Arvind Kejriwal, premier Delhi, napisał w weekend do Narendry Modiego, premiera Indii, że może ona doświadczyć wyłączenia prądu, jeśli do zakładów energetycznych nie trafi więcej węgla.
Czytaj więcej
Chiny zamierzają odejść od finansowania projektów węglowych na świecie, co może stanowić przełomowy krok w globalnej dekarbonizacji.
Elektrownie węglowe odpowiadają za blisko 70 proc. produkcji prądu w Indiach. Kraj ten zarówno posiada duże złoża węgla (jednak głównie mniej kalorycznego od surowca z importu), jak i jest jego trzecim pod względem wielkości globalnym importerem. Jak więc mogło dojść do tego, że w Indiach pojawił się jego niedobór?
Wraz z ożywieniem gospodarczym towarzyszącym wychodzeniu kraju z pandemii rosła konsumpcja elektryczności. W lipcu i w sierpniu skoczyła ona o 17 proc. r./r. Menedżerowie firm energetycznych nie spodziewali się tak dużego wzrostu popytu na prąd. – Spółki były ostrożne, uważając, że jest duże ryzyko tego, że jesienią kolejna fala pandemii zdusi popyt. Gdy więc w poprzednich miesiącach było na rynku dużo dostępnego węgla, to elektrownie nie zgromadziły go w wystarczających ilościach, co teraz doprowadziło do sytuacji kryzysowej – wyjaśnia Vibhuti Garg, ekonomista z Instytutu Ekonomii Energetycznej i Analiz Finansowych (IEEFA).