Więcej gazu nie znaczy, że za dużo

Polska jest gotowa kupować więcej błękitnego paliwa z Rosji niż obecnie, i to przez najbliższych 27 lat

Publikacja: 08.01.2010 03:30

Więcej gazu nie znaczy, że za dużo

Foto: Rzeczpospolita

W ramach trwających od marca ubiegłego roku międzyrządowych polsko-rosyjskich negocjacji gazowych uzgodniono nowe warunki zwiększonych dostaw surowca i kilka innych kwestii. Ale treść uzgodnień wywołuje wiele kontrowersji.

Polska spełniła wiele rosyjskich oczekiwań w kwestiach gazowych. Ale nie może zrezygnować z 80 mln dol., czyli kwoty zaległych należności Gazpromu wobec EuRoPol Gazu za tranzyt rosyjskiego surowca przez nasz kraj. Rosyjski koncern kategorycznie odmawia zapłaty i przez to właśnie porozumienie pozostaje na papierze.

Te negocjacje są dla Polski trudne, bo to nasz kraj potrzebuje dodatkowego gazu, a Rosja to jedyny partner do rozmów. Polscy negocjatorzy występują więc w roli petenta, co Rosjanie skrupulatnie wykorzystują. W efekcie mamy formalnie wynegocjowane najważniejsze warunki porozumienia, ale obowiązuje ciągle stary kontrakt i o zwiększeniu dostaw nie ma mowy. To, że od stycznia płynie dodatkowy surowiec, to tylko „dobra wola” Rosjan. Ale nie wiadomo, jak długo potrwa, a na dodatek to nie wystarczy, bo w związku z mrozami i wysokim zapotrzebowaniem import powinien być jeszcze większy – przynajmniej o 20 proc.

W przyszłym tygodniu grozi więc ograniczenie dostaw dla przemysłu, a minister gospodarki zastanawia się, czy już trzeba sięgnąć po rezerwy strategiczne, których też nie jest wiele.

[srodtytul]Kontrowersyjna umowa[/srodtytul]

Uzgodnienia poczynione z Rosją, o których wielokrotnie mówili minister gospodarki Waldemar Pawlak i jego urzędnicy, wzbudzają wiele kontrowersji. Wątpliwości opozycji dotyczą dwóch podstawowych zapisów, czyli wydłużenia obowiązującego do końca 2022 r. kontraktu jamalskiego o 15 lat oraz zwiększenia dostaw do 10,3 mld m sześc. (z 8 mld m w tym roku). Podstawowy zarzut to ten, że na zbyt długo uzależnimy się od rosyjskiego importu i nie będziemy w stanie zużyć zakontraktowanych ilości.

Faktyczne wydłużenie kontraktu może być niepokojące, nawet jeśli inne państwa, np. Niemcy, mają umowy do 2030 r. Jest też różnica między Polską i jej zachodnim sąsiadem. W Niemczech za kontrakt odpowiada nie rząd, ale koncern E.ON Ruhrgas, co pozwala – przynajmniej teoretycznie – nie angażować polityków w sprawy kontraktowe. Choć jednocześnie nie jest tajemnicą, że to jednak na szczeblu rządowym zapadają decyzje strategiczne, jak choćby udział E.ON w projekcie Nord Stream (budowy gazociągu przez Bałtyk z Rosji do Niemiec, i to mimo sprzeciwu np. Polski).

Nie do końca są uzasadnione obawy, że nie będziemy mieli co zrobić z nadmiarem gazu z Rosji. A na pewno nie będzie go za dużo przez najbliższe cztery lata, do czasu oddania gazoportu w Świnoujściu. Do połowy 2014 r. – gdy to się stanie – surowca nam brakuje. A w następnych latach wzrost importu z Rosji nie musi być znaczący, nawet jeśli w umowie zapisano, że dostawy wyniosą 10,3 mld m sześc. rocznie. Polska zapewniła sobie bowiem możliwość zmniejszenia dostaw o 15 proc., i to bez żadnych konsekwencji finansowych. Zamiast 10,3 mld m będzie mogła zatem sprowadzać 8,6 mld m sześc. rocznie (a więc tylko o 600 mln m więcej niż w 2010 r.).

[srodtytul]Gazoport bezpieczny[/srodtytul]

Tym samym kolejne obawy – że porozumienie z Rosją zagrozi budowie gazoportu – stają się bezprzedmiotowe. Terminal, do którego mają przypływać statki ze skroplonym gazem, na pewno powstanie jako priorytet rządu. I to na czas, bo nikt, a na pewno nie inwestor, czyli spółki Polskie LNG i Gaz System, nie może sobie pozwolić na opóźnienie, gdyż jest to równoznaczne z wysokimi karami.

Inna kwestia to to, w jakim stopniu terminal w Świnoujściu ma być wykorzystywany. Jego możliwości zaplanowano na 7 mld m sześc. rocznie. PGNiG zakontraktowało dotąd 1,2 mld m (na dziesięć lat).

Nawet zakładając, że gazoport będzie wykorzystywany w połowie, to z uwzględnieniem zwiększenia wydobycia w kraju i importu z Rosji na rynku w 2015 r. będzie dostępne 17,5 mld m sześc. gazu. Zapotrzebowanie szacuje się na ok. 18 mld m.

[ramka][srodtytul]Gazprom rozdaje karty[/srodtytul]

Rosyjski koncern to jeden z najważniejszych dostawców gazu dla Europy. Jego szefowie zapewniają, że firma jest wiarygodnym partnerem handlowym i traktuje gaz jak każdy inny towar. W praktyce bywa inaczej. W kolejnych konfliktach z sąsiadami – Białorusią i Ukrainą – nie chodziło tylko o cenę gazu lub stawki za tranzyt surowca. „Przy okazji” Gazprom naciskał, by tanio kupić część udziałów i kontroli nad białoruskimi gazociągami czy wpływ na modernizację rurociągów ukraińskich. Decyzje Gazpromu o zakręceniu kurka sąsiadom odczuwają inne kraje, choć regulują płatności za gaz. Rok temu z powodu konfliktu na linii Moskwa – Kijów przez kilka dni brakowało paliwa w państwach UE.[/ramka]

[ramka][srodtytul]EuRoPol Gaz, czyli główna przeszkoda w porozumieniu[/srodtytul]

Wśród niektórych ekspertów wątpliwości budzą poczynione uzgodnienia w sprawie spółki EuRoPol Gaz, która odpowiada za tranzyt rosyjskiego gazu przez Polskę do Niemiec rurociągiem jamalskim.

Po 48 proc. udziałów w spółce mają Gazprom i Polskie Górnictwo Naftowe i Gazownictwo, reszta należy do Gas Tradingu. Strona polska i rosyjska uzgodniły, że będą współpracować, by Gazprom i PGNiG miały po 50 proc. udziałów. Wyjście Gas Tradingu ze spółki nie będzie mieć znaczenia dla jej funkcjonowania, bo decyzje zapadają i tak za zgodą dwóch głównych udziałowców. Nie do końca wiadomo natomiast, co w efekcie negocjacji uzgodniono w zakresie zarządzania EuRoPol Gazem – czy faktycznie w zarządzie decyzje mają zapadać jednogłośnie, czy w sprawach spornych decydować będzie rada nadzorcza. A skoro tak, to powstaje pytanie, jak spółka będzie mogła funkcjonować, jeśli nawet w radzie czasem trudno o zgodę.

[wyimek]Po 50 proc. udziałów w EuRoPol Gazie chcą mieć PGNiG i Gazprom[/wyimek]

Równie niejasna jest kwestia przyszłych zysków EuRoPol Gazu. Wicepremier Waldemar Pawlak mówił o 2 proc. rentowności, a szef PGNiG Michał Szubski, że ma ona wynosić 2 proc. w odniesieniu do przychodów, które wynoszą średnio ok. 1 mld zł. Poza tym zawsze spółka ma generować dodatnie przepływy finansowe. A rentowność zaangażowanego kapitału wyniesie 7 proc.

EuRoPol Gaz ma też stosować preferencyjne, niższe od średnich w Europie stawki za tranzyt rosyjskiego gazu. To niekorzystne rozwiązanie, a argument, że tym samym strona polska chce zachęcić Gazprom do korzystania z rurociągu jamalskiego, nie jest przekonujący. Tym bardziej że jeżeli Gazprom będzie chciał ograniczyć przesył przez Polskę, zawsze może to zrobić. I zawsze może to wytłumaczyć np. trudną do usunięcia awarią rurociągu w Rosji lub na Białorusi. I to nawet jeżeli oficjalnie uzgodniono zapis w porozumieniu o utrzymaniu tranzytu przez wiele lat.[/ramka]

[ramka][srodtytul]Czas działa na korzyść Rosjan[/srodtytul]

Obaw związanych z zaopatrzeniem w gaz w ubiegłym i w tym roku byłoby mniej, gdyby Gazprom zgodził się po prostu zastąpić pośrednika, czyli spółkę RosUkrEnergo.

To właśnie Rosjanie jesienią 2006 r. wskazali tę firmę Polsce jako dostawcę gazu, a PGNiG uznało ją za wiarygodną, zwłaszcza że Rosjanie byli jej współudziałowcem. Gdy pojawiały się pierwsze sygnały, że RUE może stracić na znaczeniu i mieć problemy z realizacją dostaw dla Polski, szefowie Gazpromu zapewniali, że gaz i tak dostaniemy. Ale w praktyce okazało się, że obietnica przejęcia przez Gazprom zobowiązań RosUkrEnergo wobec PGNiG była tylko deklaracją. Choć kryzys rosyjsko-ukraiński skończył się w styczniu 2009 r., Polska nadal nie otrzymywała dodatkowego gazu od Gazpromu. I najpierw negocjacje nowej umowy na dostawy w 2009 roku trwały wiele tygodni, a gdy już obie firmy ustaliły warunki, to władze Gazpromu miały problem z zatwierdzeniem umowy. W efekcie weszła w życie dopiero w maju ubiegłego roku, a w czerwcu zaczął płynąć dodatkowy surowiec. I okazało się, że to zbyt późno, by PGNiG mogło go w całości zmagazynować.

[wyimek]2,3 mld m[sup]3[/sup] gazu powinna dostarczać rocznie Polsce spółka RosUkrEnergo[/wyimek]

Najprostszym rozwiązaniem było zawarcie umowy krótkoterminowej między PGNiG i Gazpromem – na przykład pięcioletniej – na dodatkowe dostawy surowca z Rosji. Pięcioletni kontrakt rozwiązywałby problemy z zaopatrzeniem do czasu zakończenia budowy gazoportu.

Gdy jednak negocjacje rozszerzono o sprawy EuRoPol Gazu i zaczęto ustalać zmiany w międzyrządowym porozumieniu, problemy z szybkim zakończeniem negocjacji były do przewidzenia.

Dla strony rosyjskiej ta sytuacja okazała się korzystna, dlatego zaczęła wydłużać listę oczekiwań. A każde przedłużenie rozmów działało na niekorzyść strony polskiej. Kolejne terminy zakończenia negocjacji pozostawały w sferze deklaracji.[/ramka]

[ramka][srodtytul]O dywersyfikacji dyskutujemy od 20 lat[/srodtytul]

Powód wszystkich problemów związanych z zaopatrzeniem w gaz to brak zróżnicowania źródeł i dróg dostaw tego surowca. Dlatego Polska może liczyć tylko na dodatkowy import z Rosji – gazociągami tranzytowymi przez Białoruś lub Ukrainę. A jeżeli nie ma porozumienia z Rosją – tak jak obecnie – kłopoty z dostawami są niemal pewne.

[wyimek]5 mld m[sup]3[/sup] gazu rocznie mieliśmy kupować od Statoilu; umowy nie zrealizowano[/wyimek]

Nie mamy jako kraj możliwości technicznych sprowa- dzenia surowca z innego kierunku niż wschodni. I to mimo że o dywersyfikacji mówi się od 20 lat. W tym czasie nie powstał żaden nowy gazociąg umożliwiający import zza naszej zachodniej granicy. Kolejne plany rurociągów czy to z Danii i Norwegii do polskiego wybrzeża, czy też tzw. interkonektor, czyli połączenie Polski i Niemiec, nie zostały zrealizowane głównie z powodów politycznych. Na przykład zawartą pod koniec kadencji rządu Jerzego Buzka we wrześniu 2001 r. umowę z Norwegią w sprawie dostaw gazu i budowy rurociągu przez Bałtyk do Niechorza zablokował kolejny rząd. Nawet w ostatnich latach można było zbudować polsko-niemiecki rurociąg, który miałby transportować ponad 2 mld m sześc. gazu rocznie – czyli tyle, ile nam właśnie brakuje w krajowym bilansie. I surowiec mógłby popłynąć już w tym roku. Ale ten projekt też wstrzymali politycy, choć formalnie decyzji nie podejmował zarząd PGNiG – byli to najpierw ministrowie gospodarki w rządzie kierowanym przez PiS, a potem zabrakło poparcia dla tego projektu w obecnym rządzie. Powód to obawy, że jeżeli zacznie działać ten rurociąg, to zagrozi (powstrzyma) budowę gazoportu w Świnoujściu. Tyle że terminal umożliwiający import gazu skroplonego ma być gotowy dopiero w połowie 2014 r., a rurociąg z powodzeniem mógłby zaopatrywać Polskę już teraz. Tym bardziej że dla nikogo nie było tajemnicą, że umowa, jaką PGNiG miało z pośrednikiem, czyli spółką RosUkrEnergo, miała wygasnąć w 2010 r. (wojna gazowa Rosji z Ukrainą w styczniu 2009 r. przypieczętowała los tej spółki o rok wcześniej).[/ramka]

Biznes
Eksport polskiego uzbrojenia ma być prostszy
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Biznes
„Rzeczpospolita” o perspektywach dla Polski i świata w 2025 roku
Biznes
Podcast „Twój Biznes”: Czy Polacy przestają przejmować się klimatem?
Biznes
Zygmunt Solorz wydał oświadczenie. Zgaduje, dlaczego jego dzieci mogą być nerwowe
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Biznes
Znamy najlepszych marketerów 2024! Lista laureatów konkursu Dyrektor Marketingu Roku 2024!