Za miesiąc, jeśli nie zostanie podpisany nowy układ zbiorowy albo nowy regulamin wynagrodzeń, zarząd PLL Lot wręczy pracownikom nowe warunki pracy. Niektórzy z nich stracą część wynagrodzenia, np. premię, która należała im się niezależnie od wyników pracy. – To nie do przyjęcia – twierdzą związkowcy z „Solidarności” w LOT.
– Doszliśmy do sytuacji przełomowej. Wszystko, co zapowiadaliśmy, zaczyna się materializować i nie zamierzam się z niczego wycofać – mówi Sebastian Mikosz, prezes Lot. – Od lipca zarząd spotkał się z przedstawicielami związków zawodowych 137 razy, narady trwały łącznie 274 godziny. A pięć, sześć osób w firmie nie ma żadnych obowiązków poza działalnością związkową. Obecność organizacji pracowniczych kosztuje nas milion złotych rocznie.
– Zarząd ma pecha, bo nowy układ zbiega się z kampanią wyborczą największego związku w spółce – NSZZ „Solidarność” – twierdzą inni związkowcy.
Stary układ zbiorowy został wypowiedziany 29 czerwca 2009 r. Zarząd zgodził się na zmniejszenie liczby zwolnień z 750 do 400, a związki na zawieszenie niektórych przywilejów. Porozumienie podpisano 5 października 2009 r. Uzgodniono wówczas także termin wejścia w życie nowego układu – 31 marca 2010 r. Do tego czasu miały trwać prace nad nowym układem, a związki deklarowały gotowość do zachowania spokoju społecznego. Ostatecznie powstały dwa projekty nowego systemu płac. Jeden: zarządu, i drugi: związkowy – ponaddwukrotnie droższy od proponowanego przez zarząd, który sam dobrowolnie obniżył sobie płace.
– Jest grupa związkowców, którzy jak mantrę powtarzają, że w LOT nic nie trzeba zmieniać. Nie chcą widzieć, jak trudna jest sytuacja i że chcemy przywrócić normalność – narzeka Mikosz. Koszty działalności Lot to 15 mln zł dziennie.