By móc prowadzić działalność handlową na terenie Wspólnoty, zakłady mięsa czerwonego musiały wdrożyć unijne normy – część zrobiła to już w 2004 r., reszta uzyskała okres przejściowy do końca 2007 r. Dodatkowe cztery lata nie wystarczyły jednak aż 1/3 firm. Od 1 stycznia 2008 roku wszystkie one musiały wstrzymać działalność. Największym wśród nich są państwowe Zakłady Mięsne Płock, zatrudniające ok. 360 pracowników.
Obecnie jedyną szansą dla masarni – i to tylko tych najmniejszych – jest prowadzenie działalności wyłącznie na rynku lokalnym (sprzedaż jedynie w województwie, w którym działają oraz w województwach sąsiednich). Zgodnie z prawem na liście firm prowadzących taką działalność mogą znaleźć się tylko te zakłady, które nie prowadzą uboju, w ciągu tygodnia nie przerabiają więcej niż 3,5 tony mięsa czerwonego oraz nie produkują powyżej 4,5 tony przetworów.
Spośród firm przystosowujących się do unijnych standardów tylko jedna do końca 2007 r. zdecydowała się wycofać z wyścigu i przestawić na działalność lokalną. W Głównym Inspektoracie Weterynaryjnym usłyszeliśmy jednak, że liczba takich przetwórni może się w najbliższym czasie zwiększyć. Do początku tego tygodnia wnioski o wpisanie na listę zakładów prowadzących działalność lokalną złożyło 15 zakładów, które nie zdążyły z modernizacją do końca 2007 roku. Szacuje się, że w sumie może być ich około 40.
Z danych Głównego Inspektoratu Weterynarii wynika, że na koniec ubiegłego roku normy wspólnotowe spełniło 60 proc. firm, które skorzystały z okresu przejściowego (w sumie 151 spółek). 17 masarni zdecydowało się działać tylko na rynku krajowym. Trzy przetwórnie zawiesiły działalność na własną prośbę, trzy rozpoczęły sprzedaż bezpośrednią, a jedna zmieniła rodzaj działalności.
Zdaniem Witolda Choińkiego, prezesa Związku Polskie Mięso na polskim rynku jest miejsce dla lokalnych przetwórni: – Mogą znaleźć dla siebie niszę, której nie opłaca się wykorzystywać przedsiębiorstwom prowadzącym działalność na masową skalę, np. produkować wyroby znane tylko w danym regionie.