Największy producent miedzi w Europie, piąta pod względem kapitalizacji spółka na warszawskiej giełdzie o rocznych przychodach rzędu 13 mld zł i – jak wynika z nieoficjalnych informacji „Rz” – tylko dziesięciu chętnych do objęcia posady jej prezesa, którego miesięczne zarobki sięgają nawet 50 tys. zł. KGHM nie jest bowiem objęty ustawą kominową.
Niewielkie zainteresowanie nie dziwi Andrzeja Nartowskiego, prezesa Polskiego Instytutu Dyrektorów. – Owszem, to jedna z najważniejszych spółek w Polsce, ale jednocześnie jedna z najtrudniejszych do prowadzenia – mówi „Rz”. – Ze względu na złożoność biznesu i znaczne uzależnienie od światowej koniunktury na rynkach metali może się okazać polem minowym nawet dla doświadczonego menedżera. Poza tym, ilu mamy w Polsce ludzi przygotowanych do kierowania takim konglomeratem?
Wczoraj o godz. 15.30 skończył się nabór kandydatów na szefa miedziowego koncernu. Koperty z aplikacjami trafiły do warszawskiego biura spółki. Dopiero po świętach ich wstępną oceną zajmie się komisja złożona z trzech członków rady nadzorczej (Arkadiusz Kawecki, Jacek Kuciński i Marek Panfil). Marek Trawiński, przewodniczący rady, zapowiadał wcześniej w rozmowie z „Rz”, że jeśli kandydatów będzie niewielu, mają zostać przesłuchani przez całą radę. Ta w najbliższą środę, już po ocenie podań przez komisję, na wniosek związkowców będzie głosować nad unieważnieniem konkursu.
Z nieoficjalnych informacji wynika, że w wyścigu do fotela prezesa KGHM zdecydował się wziąć udział Stanisław Speczik, szef KGHM w latach 2001 – 2004. Speczik planował dokończenie prywatyzacji spółki, czemu przeciwstawiały się związki zawodowe. On sam nie potwierdził nam tej informacji.