Jak dowiedzieliśmy się wczoraj, w Ministerstwie Gospodarki rozpoczęto analizę zaskakującego planu wybudowania do polskiej granicy w pobliżu Szczecina wielkiego gazociągu. Mogłoby nim popłynąć nawet 20 mld m sześc. gazu rocznie. Tymczasem nasz kraj zużywa obecnie 14 mld m sześc. tego surowca. O projekcie, który zamierza zrealizować tajemnicza spółka Concord Power Nordal, pisaliśmy w czwartkowej „Rzeczpospolitej”.
Połączenie – jeśli powstanie – umożliwi dostawy do naszego kraju surowca z rurociągu bałtyckiego. Polska od samego początku sprzeciwia się tej inwestycji, zaplanowanej przez rosyjski koncern Gazprom oraz niemieckie BASF, E.ON i holenderski Gasunie. To przedsięwzięcie ma bardziej charakter polityczny niż biznesowy i może zagrażać środowisku. Polska nie potrzebuje też połączenia, które zaproponowała spółka Concord Power Nordal.
Polskie władze muszą do 28 czerwca zająć stanowisko w tej sprawie. Jeśli tego nie zrobią, to strona niemiecka uzna projekt za zaakceptowany. – Z punktu widzenia naszych interesów plan budowy dużego gazociągu z Niemiec do Polski nie jest dobrym rozwiązaniem – mówi Janusz Steinhoff, który w rządzie Jerzego Buzka odpowiadał za gospodarkę. – Jako kraj mamy inne priorytety niż połączenie przez Niemcy z gazociągiem bałtyckim. Dla nas najważniejsze są plany dywersyfikacji, czyli zapewnienie nowych dróg dostaw gazu spoza Rosji – port gazowy w Świnoujściu i rurociąg z Danii.
1200 km ma mieć gazociąg bałtycki. Połączenie z Niemiec do Szczecina to tylko kilkadziesiąt km
Zdaniem byłego wicepremiera polskie stanowisko w sprawie planu niemieckiego rurociągu powinno być jednoznacznie negatywne. – Gdybyśmy uznali ten projekt za dobry, to faktycznie sankcjonowalibyśmy budowę gazociągu bałtyckiego – dodał Steinhoff. – Na dodatek do naszego kraju popłynąłby gaz rosyjski, tyle że droższy od płynącego obecnie tranzytem przez Białoruś oraz Ukrainę.