– Wszystkie zakłady ubezpieczeń w Polsce mają aktywa na pokrycie rezerw i nie ma zagrożenia interesów ubezpieczonych – uspokaja Dagmara Wieczorek-Bartczak z Komisji Nadzoru Finansowego (KNF). Wskaźnik ten pokazuje, czy towarzystwa mają pieniądze na wypłaty bieżących i przyszłych odszkodowań. Nadzór zaprezentował wczoraj swój kwartalny raport o wypłacalności firm ubezpieczeniowych. Dokument dotyczy sytuacji na koniec czerwca. Urzędnicy uaktualnili jednak stan na połowę września. W tym czasie cztery firmy miały kłopoty z innym wskaźnikiem: marginesem wypłacalności. Ma on dyscyplinować kapitały własne towarzystw, które muszą być wyższe niż ten wskaźnik, wyliczany na podstawie rozmiarów działalności.
– To rodzaj buforu chroniący firmy – tłumaczy Iwona Woźniak-Sadek z KNF. Ma on zadziałać, gdy ubezpieczycieli zaskoczy na przykład wyjątkowo dobra sprzedaż polis, wyższa niż przewidywali. A tak się właśnie stało w I połowie roku, gdy firmy życiowe notowały kilkusetprocentowe zwyżki zbieranych składek, dzięki rekordowej sprzedaży polis z gwarancją zwrotu kapitału. Trzy z wspomnianych firm nie zdążyły na czas podwyższyć kapitałów. Jedna firma realizuje zaś kolejne etapy planu naprawczego. Pracownicy nadzoru nie chcą ujawniać nazw, zapewniają, że wymieniane towarzystwa zbierały mniej niż 5 proc. ubezpieczeniowej składki w naszym kraju.
– Nie widzimy zagrożenia wpływu kryzysu na rynku kredytów hipotecznych na zakłady ubezpieczeń w Polsce. Nasze firmy nie mają takich inwestycji w swoich portfelach – wyjaśnia dyrektor Wieczorek-Bartczak. Rodzimi ubezpieczyciele większość z ponad 90 mld zł stanowiących zabezpieczenie wypłat dla klientów przerzucają między obligacjami a depozytami. Zmniejsza się ich zaangażowanie w akcje. Towarzystwa nie dokonują tu nowych zakupów, a wartość tych papierów w ich portfelach spada.
[ramka]Kłopoty dotyczą jedynie wysokości kapitałów. Firmy mają pieniądze na wypłaty odszkodowań. Niektóre zaskoczył jednak sukces sprzedaży polis i nie zdążyły na czas podwyższyć kapitałów. [/ramka]