Wzrost bezrobocia, deflacja, kurczący się PKB – takie informacje słyszymy codziennie. To dlatego ropa kosztowała wczoraj 45 dol. za baryłkę, czyli blisko 70 proc. mniej niż podczas letniego szczytu cenowego. W Stanach Zjednoczonych ropa jest znacznie tańsza, ponieważ zapasy gwałtownie wzrosły i rafinerie są dosłownie wypełnione po brzegi.
Ale wszystko wskazuje na to, że ropa już taniała nie będzie. OPEC zrealizował dopiero 65 proc. zapowiedzianych cięć, a teraz nie ukrywa, że resztę zamierza wprowadzić w przyspieszonym tempie. W tej sytuacji Brent może nawet nieco podrożeć, ale ropa w USA pozostanie tania.
W dodatku od czasu do czasu pojawiają się pierwsze nieśmiałe oznaki ożywienia gospodarczego. Chińczycy biorą kredyty jak szaleni. Niektórzy ekonomiści zapowiadają nawet, że w większości krajów wyjście z kryzysu będzie równie szybkie jak rozpad gospodarki światowej, którego jesteśmy teraz świadkami.
W tej sytuacji z pewnością spadnie popyt na złoto. Na razie inwestorzy krótkoterminowi pozbywają się tego kruszcu z powodu poniedziałkowego święta w USA. Wejście w życie programu subsydiowania kredytów hipotecznych w USA z pewnością spowoduje dalszy spadek cen. W związku z tym nie ma co już marzyć, aby ten metal po raz kolejny przedarł się przez granicę tysiąca dolarów za uncję, jak to było w marcu ubiegłego roku. Cena wczorajsza to 941,8 dol.
Ożywienie w Chinach może zaowocować wzrostem cen miedzi. Powrót wielkiego chińskiego popytu jest jednak wątpliwy. Na razie cenom miedzi, tak samo jak i innych metali przemysłowych, z pewnością będzie pomagał słabnący nieco dolar. Niestety fundamenty rynkowe nadal pozostają słabe.