W pierwszym półroczu produkcja samochodów w Polsce spadła o ponad jedną piątą. Dostawczych – o prawie 60 proc. Tak złych wyników nie było jeszcze nigdy. Wypracowująca ok. 16 proc. wartości polskiego eksportu i zatrudniająca w ubiegłym roku 156 tys. ludzi branża samochodowa, dotychczas stale się rozwijająca, teraz chwieje się w posadach.
Ikona polskiej motoryzacji – warte 700 mln euro gliwickie zakłady Opla – zmniejszyła w pierwszych sześciu miesiącach roku produkcję do niecałych 48 tys. sztuk. To spadek o ponad 50 proc. w porównaniu z ubiegłym rokiem. Produkcja poznańskiego Volkswagena zjechała w dół o 54 proc., żerańskiej FSO (produkuje tylko chevroleta aveo) – o prawie 77 proc.
Dobrze ma się jedynie Fiat: w ciągu półrocza zwiększył produkcję o jedną czwartą. Głównie za sprawą zwiększonego zainteresowania małymi samochodami. Najczęściej wybierają je bowiem kierowcy korzystający z dopłat za złomowanie starego auta np. w Niemczech. – Nasza sprzedaż na rynku niemieckim zwiększyła się trzykrotnie – przyznaje rzecznik Fiat Auto Poland Bogusław Cieślar.
Tymczasem sprzedaż samochodów w Polsce wygląda kiepsko. Co prawda w przypadku osobowych w porównaniu z ubiegłym rokiem minimalnie wzrosła – o 0,2 proc., do 168,8 tys. sztuk – ale zdaniem prezesa Polskiego Związku Przemysłu Motoryzacyjnego (PZPM) Jakuba Farysia ten wynik jest mylący. – Ok. 15 – 17 proc. sprzedawanych w Polsce nowych samochodów jest teraz wywożonych za granicę. Więc o tyle mniej trafia ich na nasze drogi – tłumaczy Faryś. Potwierdza to malejąca liczba rejestracji nowych aut. Od początku roku do końca maja spadła ona o ponad 16 proc.
Zdaniem ekspertów w II połowie roku ze sprzedażą samochodów będzie jeszcze gorzej. – Wiele wskazuje na to, że niemiecki rząd nie przedłuży dopłat, więc w polskich salonach zabraknie klientów z zagranicy – mówi Wojciech Drzewiecki, prezes monitorującej rynek firmy Samar.