Jednak wnioski „Dziennika”, że ograniczy to napływ czarnego złota do Polski są chyba daleko idące. Obserwując strukturę importu węgla do Polski w ostatnich pięciu latach widać wyraźnie, że udział rosyjskiego węgla procentowo jest znacznie mniejszy. Teraz to ok. 40, a nie 80 proc. A to – i tu z kolegami z „Dziennika” się zgodzę – polskie kopalnie cieszy. Tyle, że patrząc na całość importu – 10,1 mln ton węgla z zagranicy nie jest powodem do radości dla rodzimych zakładów. Skądkolwiek by ten węgiel pochodził.

Rosyjski towar jest co prawda tańszy niż nasz krajowy, ale jakościowo jest znacznie gorszy, m.in. bardziej zanieczyszczony. Więc wybieranie przez klientów mniejszego zła może skończyć się różnie. Myślę, że prawdziwym powodem do radości dla polskich kopalń będzie moment, gdy z ich zwałów zniknie 6 mln ton niesprzedanego węgla (stan na koniec czerwca), zwiększy się zapotrzebowanie na koks, a więc i na węgiel koksujący (za co trzyma kciuki Jastrzębska Spółka Węglowa, największy producent tego paliwa w UE), a koszty wydobycia na Śląsku (220 zł) będą choć porównywalne do kosztów Bogdanki (ok. 140 zł) – ale pomarzyć dobra rzecz. Podobnie jak o tym, że uniezależnimy się od dostaw paliw (węgla, ale i gazu) z Rosji.