Ministerstwo Gospodarki wydało wczoraj po południu uspokajający komunikat: rząd jest na bieżąco informowany o przebiegu negocjacji dotyczących przejęcia Opla, a sytuacja zakładów w Gliwicach jest stabilna. Eksperci są jednak bardziej sceptyczni: – Pojawiające się pogłoski o możliwej likwidacji któregoś z europejskich zakładów Opla dla oszczędzenia fabryk niemieckich mogą być niepokojące. Zakładam, że Komisja Europejska nie dopuści do jakichkolwiek przejawów protekcjonizmu – mówi były wicepremier Janusz Steinhoff.
O możliwych negatywnych scenariuszach sprzedania Opla konsorcjum z udziałem Rosjan spekuluje się od dawna. Nowi właściciele koncernu będą musieli ciąć koszty. A ponieważ relacje rosyjsko-niemieckie są dużo lepsze niż rosyjsko-polskie, a w dodatku Niemcy wesprą Opla kredytem 4,5 mld euro, polskie interesy w nowym Oplu wydają się mniej bezpieczne niż dotychczas.
Negatywny scenariusz możliwy będzie w sytuacji, w której efekty transakcji zdominuje polityka. Rosjanie mogą np. uzależnić pozostawienie Gliwic w spokoju od poparcia przez Polskę budowy gazociągu północnego. Niewykluczone, że podobną kartą mogliby zagrać w negocjacjach nad strukturą własnościową EuRoPol Gazu, gdzie domagają się dodatkowych udziałów dla Gazpromu.
– Polski rząd absolutnie nie powinien pozwolić na łączenie tych kwestii – twierdzi Steinhoff. Tymczasem zdaniem byłego ministra gospodarki w rządzie PiS Piotra Woźniaka Rosjanie i tak zrobią, co zechcą. – Oni potrafią połączyć wszystko ze wszystkim. Negocjują przy kilku stolikach jednocześnie i zawsze mają wytyczne z góry – twierdzi Woźniak.
Z ekonomicznego punktu widzenia fabryka w Gliwicach powinna być całkowicie bezpieczna. Jest uznawana za najlepszy zakład Opla w Europie. Według ministra gospodarki w rządzie SLD Jacka Piechoty to wystarczający bezpiecznik. – Nie ma nic gorszego niż ocenianie inwestora według kraju pochodzenia. Rosjanie też liczą pieniądze – przekonuje Piechota.