- Popyt wprawdzie nie osiągnął poziomu, do którego byliśmy przyzwyczajeni, ale tempo jego spadku wyraźnie zwolniło. Zmniejszyły się także zgromadzone zapasy niektórych kategorii diamentów. Firmy zajmujące się ich obróbką i sprzedażą brylantów zwiększyły zakupy na aukcjach odbywających się co 5 tygodni - cytuje dyrektor Sheilę Khama kierującą botswańskimi kopalniami, dzisiejszy Financial Times.
Dlatego mający ponad 40 proc. drogocennego rynku koncern zdecydował prowadzić wydobycie w Botswanie na 80 proc. mocy. Z tamtejszych kopalni pochodzi najwięcej diamentów na świecie. Eksperci De Beers zakładają, że w listopadzie i grudniu czyli okresie przedświątecznym, zwiększy się popyt w USA. To na ten okres tradycyjnie przypada 80 proc. całorocznych zakupów kamieni przez firmy jubilerskie.
Diamentowy rynek załamał się jesienią 2008 r, gdy zakupy na rynku amerykańskim spadły o ponad połowę. W listopadzie najwięksi gracze - De Beers i rosyjski państwowy koncern Alrosa (35 proc. rynku) ustalili, że zmniejszą wydobycie, a tym samym podaż o jedną trzecią, by utrzymać wysokie ceny.
- Brylant pozostanie brylantem tylko wtedy, gdy jego wartość nie będzie podlegać wahaniom nawet w warunkach kryzysu. Obraz brylantu jako „wiecznej wartości” tworzony przez wiele dziesięcioleci, nie może się zdewaluować. Dlatego nie możemy dopuścić do spadku cen - przekonywał w Antwerpii ówczesny prezes Alrosy Siergiej Wybornow.
W lipcu okazało się, że pomysł nie przynosi spodziewanych efektów. De Beers zarobił w pierwszym półroczu 100 razy mniej niż przed rokiem (tylko 3 mln dol.). Wydobycie w Botswanie spadło o 60 proc. Sprzedaż nieoszlifowanych kamieni spadła o 57 proc., do 1,4 mld dol.; a spadek całej sprzedaży był najwyższy od 1974 roku.