– Górnictwo węgla kamiennego i brunatnego stanowiło w 2009 r. ok. 1 proc. PKB – szacuje dla „Rz” Jakub Borowski, główny ekonomista Invest Banku. To z węgla produkujemy ponad 90 proc. energii elektrycznej (60 proc. z kamiennego). Mimo to stereotyp zacofanego polskiego górnictwa, umocniony czasami gierkowskimi, pokutuje do dziś.
[srodtytul]Popularne mity...[/srodtytul]
Po pierwsze: państwo nie dopłaca do tony węgla już od kilku lat. Spółki zarabiają na każdej tonie 20 – 30 zł (w zależności, czy chodzi o węgiel energetyczny czy koksowy – bazę do produkcji stali, oraz czy trafia on do firm czy do odbiorców indywidualnych).
Po drugie: górnicy nie zarabiają kokosów. W średnią pensję brutto w wysokości 5 – 6 tys. zł wliczona jest już barbórkowa premia, trzynastka, nagrody i praca w święta. Górnik dołowy na Śląsku, i to z wieloletnim doświadczeniem, zarabia na czysto średnio ok. 2 tys. zł.
Po trzecie: według danych Górniczej Izby Przemysłowo-Handlowej jeden etat górniczy tworzy ok. czterech innych (zwłaszcza gdy kopalnia jest podstawowym miejscem pracy, np. Budryk w Ornontowicach). Gdy górnik dostaje wypłatę, ma za co iść na piwo – działa więc karczma. Żona górnika ma pieniądze na fryzjera – a więc salon może działać. W domu są pieniądze – mają więc po co działać sklepy.