Jak wynika z opinii Komisji Rozjemczej która zajmował się sprawą A4 zaistniałej sytuacji winne są obie strony. Z tym żadna ze stron się nie zgadza. Sprawa skończy sie w sądzie - z tym akurat i GDDKiA i NDI są zgodne.
- Brakowało współpracy obu stron, która jest niezbędna przy realizacji tak dużego kontraktu, projekt budowlany który otrzymaliśmy zawierał błędy i nieścisłości, dodatkowo naszym zadaniem nie jest sponsorowanie Skarbu Państwa, do czego zmierzała współpraca z Generalną Dyrekcją Dróg Krajowych i Autostrad - uzasadnia zerwanie kontraktu Roman Chełmecki, wiceprezes NDI. NDI wysłała do GDDKiA pismo informujące o zamiarze odstąpienia od umowy już 9 lutego. Wczoraj do urzędu trafiło potwierdzenie wcześniejszych deklaracji. Na ten sam ruch zdecydowała się Generalna Dyrekcja.
- Jako pierwsi zdecydowaliśmy się na rozwiązanie kontraktu, więc to nasz ruch jest prawnie skuteczny - mówi Bartosz Piechota, prawnik NDI. Jak przyznają władze spółki opóźnienia w realizacji kontraktu sięgają kilku miesięcy. Mają wynikać głównie z zeszłorocznej powodzi, z błędów projektowych oraz z faktu, że GDDKiA już po wpuszczeniu wykonawcę na plac budowy prowadziła badania archeologiczne. Jak podają przedstawiciele urzędu archeolodzy pracowali na 1,2 km odcinku trasy - na pozostałych ponad 18 km wykonawca mógł prowadzić prace.
Stan zaawansowania prac po upływie połowy czasu przewidzianego na realizację kontraktu wynosi ok. 17 proc. Konsorcjum budujące drogę otrzymało 68 mln zł. Gdyby nie powódź i opóźnienia płatności wynosiłyby 270 mln zł. Roszczenia firmy wobec rządu wynoszą ok 60 mln zł. Wykonanie prac dodatkowych niezbędnych, a nie ujętych w projekcie nie zostało wycenione. Jak przyznał wiceprezes NDI spór dotyczył również kwestii odpowiedzialności za starty spowodowane powodzią, określane jako tzw. nieubezpieczalne. To np. konieczności dłuższego zatrudnienia ludzi w związku z koniecznością przedłużenia prac.
Wypowiedzenie umowy wiąże się de facto z odsunięciem czasu zakończenia prac o ok. 2 lata. Przygotowanie i rozstrzygnięcie nowego przetargu może potrwać ok. 1,5 roku. Jak twierdzą przedstawiciele branży budowlanej - takich sytuacji może być więcej.