Mimo to polska motoryzacja ma się dobrze. O kryzysie dawno już zapomniano, a tegoroczna produkcja, chociaż mniejsza o kilkadziesiąt tysięcy aut z powodu zamknięcia FSO, dzięki działającym u nas międzynarodowym gigantom i tak wzrośnie w porównaniu z rokiem ubiegłym. Trudno też przecenić znaczenie branży dla gospodarki. Motoryzacja daje pracę ponad 150 tys. Polaków, a eksport sektora wyniósł w ubiegłym roku ok. 17 miliardów euro, czyli jedną dziesiątą całej naszej sprzedaży zagranicznej.
Polska gospodarka samochodami stoi – chciałoby się zawołać. Diabeł tkwi jednak w szczegółach. Co z tego, że polscy pracownicy są wciąż relatywnie tani, skoro globalne firmy wielkie inwestycje realizują u naszych południowych sąsiadów, na Węgrzech czy w Rumunii? I chociaż szefowie tych firm (np. Fiata) nie mogą się nachwalić polskich zakładów, to budowę nowej megafabryki zapowiadają we Włoszech.
Branża motoryzacyjna się zmienia. Coraz większą rolę odgrywają w niej aktorzy drugiego planu, dostawcy części i komponentów. Widać to także na naszym podwórku. Skoro nie mamy szans na wielkie i prestiżowe inwestycje, skupmy się na przyciąganiu tych mniejszych. Rząd powinien stworzyć wreszcie spójny i przejrzysty system zachęt dla inwestorów.