Cztery lata więcej na spłatę 100 mld euro pożyczki oraz obniżenie oprocentowania o 1 punkt – tyle dostała Grecja od strefy euro na zakończonym w piątkową noc szczycie w Brukseli. Pieniądze będzie teraz zwracać przez 7,5 roku, a oprocentowanie wyniesie 4,8 proc. Warunek – poza dotychczasowymi obietnicami reform strukturalnych i oszczędności budżetowych Ateny muszą dodatkowo wystawić na sprzedaż majątek narodowy o wartości 50 mld euro. Mimo że w pierwotnej wersji umowy pożyczkowej z maja 2010 r. mowa była o prywatyzacji dającej tylko 5 mld euro.
O złagodzenie warunków kredytu starał się także drugi z obdarowanych krajów – Irlandia. Jednak do porozumienia nie doszło, bo premier Enda Kenny nie zgodził się na zapisy prowadzące do podwyższenia podatku od przedsiębiorstw. W Irlandii wynosi on tylko 12,5 proc., co zapewnia temu krajowi napływ inwestycji zagranicznych, ale przez Niemcy i Francję postrzegane jest jako nieuczciwa konkurencja. – To chcesz, żebyśmy zrezygnowali z naszych milionów, a nie jesteś gotów nawet porozmawiać o podatkach – miał powiedzieć prezydent Nicolas Sarkozy do irlandzkiego premiera w czasie dyskusji określonej potem przez tego drugiego mianem żywej. – Mówiłem jasno przy wielu okazjach, że nie rozważamy podwyżki podatków – powiedział po szczycie dziennikarzom szef irlandzkiego rządu. Boi się, że zniechęciłoby to inwestorów, spowolniło wzrost gospodarczy i utrudniło wychodzenie z kryzysu. Irlandia dalej będzie więc płacić stawkę 5,8 procent, którą wielu ekspertów uważa za niemożliwą do obsłużenia. 80 mld euro częściowo pochodzi z MFW, a częściowo z Europejskiego Funduszu Stabilności Finansowej, na który składają się gwarancje strefy euro. I pod zastaw tych gwarancji EFSF pożycza pieniądze na rynku po cenie 2,8 proc. Różnica 3 pkt proc. to nie tylko znaczący zarobek dla pożyczkodawców, ale też zapora mająca skutecznie zniechęcać inne państwa do popadania w tarapaty i zwracania się o pomoc finansową do europartnerów.
Euroszczyt uzgodnił też „pakt strefy euro silniejszej koordynacji polityki gospodarczej na rzecz konkurencyjności". Państwa spoza obszaru wspólnej waluty mogą do niego dołączyć na zasadzie dobrowolności. Jak już pisaliśmy w sobotnio-niedzielnym wydaniu „Rz", premier Donald Tusk zadeklarował, że Polska chce uczestniczyć w tym przedsięwzięciu. Inicjatywa zostanie formalnie proklamowana 24 – 25 marca na szczycie UE w Brukseli, a do tego czasu kraje spoza euro muszą formalnie zgłosić swój akces. Wszyscy zobowiązani do udziału w pakcie oraz ci dołączający na zasadzie dobrowolności mają też dwa tygodnie na określenie, jakimi konkretnie instrumentami chcą zwiększać swoją konkurencyjność i zatrudnienie oraz wzmacniać stabilność budżetową i bezpieczeństwo sektora finansowego.
Pakt w swojej pierwotnej wersji zaproponowanej przez Francję i Niemcy mówił o działaniach wspólnych dla wszystkich uczestników. Teraz mówi się o wspólnych celach, a metody kraje będą mogły proponować same.
Chodzi m.in. o skuteczny limit dla długu publicznego, zniesienie indeksacji płac, zwiększenie inwestycji w edukację, reformę emerytalną. Co roku szefowie państw i rządów krajów uczestniczących w pakcie będą musieli przedstawiać konkretne cele do osiągnięcia w ciągu najbliższych 12 miesięcy. Pierwsze deklaracje mają się pojawić już 24 – 25 marca.