W 2020 roku po niemieckich drogach powinno jeździć milion samochodów z napędem elektrycznym. Taki jest cel rządowej strategii wsparcia niemieckiego przemysłu samochodowego. Obecnie w Niemczech zarejestrowanych jest zaledwie 2,3 tys. takich aut. Rządowa strategia ma zostać formalnie zaakceptowana na dzisiejszym posiedzeniu gabinetu Angeli Merkel.
Na początek rząd obiecuje 1 mld euro na badania, wychodząc naprzeciw koncernom samochodowym, które wzbraniają się przed podjęciem całkowitego ryzyka przygotowania do masowej produkcji aut elektrycznych. Subwencje będą znacznie wyższe i przyznawane w miarę postępu w rozwoju nowych technologii. Górnej granicy wsparcia na razie nie wyznaczono. Rząd odrzuca jednak wszelkie pomysły premii dla nabywców aut nowej generacji. System taki obowiązuje we Francji, gdzie subwencje przy kupnie auta elektrycznego sięgają 5 tys. euro. Samochody takie są w Niemczech przeciętnie o 9 tys. euro droższe od konwencjonalnych. Tak więc dostępny od jesieni na niemieckim rynku opel ampera kosztować będzie 42,5 tys. euro. Elektroauta Daimlera, Volkswagena czy BMW pojawią się w salonach dopiero za kilkanaście miesięcy.
Niemcy planują szereg ulg dla zwolenników motoryzacji elektrycznej, począwszy od zwolnień na dziesięć lat od podatku drogowego, rezygnacji z pobierania podatków od korzystania z samochodów służbowych czy ułatwień dla samochodów elektrycznych na drogach poprzez wyznaczenie bezpłatnych miejsc parkingowych lub możliwości korzystania z pasów ruchu przeznaczonych dla autobusów. Już w 2013 roku co dziesiąty samochód użytkowany przez rządową administrację ma być napędzany elektrycznie.
Piotr Jendroszczyk z Berlina