Minister gospodarki podpisał wczoraj rozporządzenie w sprawie obniżenia ilości zapasów obowiązkowych ropy naftowej i paliw na terytorium Polski.
– Wspólnie z przedstawicielami koncernów ustaliliśmy harmonogram, strukturę i ilość uwalnianego surowca – powiedział Waldemar Pawlak.
Wczorajsza decyzja nie jest niespodzianką, bo od kilku dni było wiadomo, że Polska włączy się w akcję Międzynarodowej Agencji Energii. Pod koniec czerwca zdecydowała ona o uwolnieniu zapasów przez kraje członkowskie. Podobny krok jak Polska podjęły m.in. Stany Zjednoczone i Holandia.
Z ustaleń wynika, że grupa Lotos uwolni ponad 40 tys. ton ropy naftowej, a pozostali, w tym PKN Orlen – 85 tys. ton benzyn silnikowych i oleju napędowego. – Łącznie będzie to prawie 130 tys. ton ropy naftowej i paliw w ciągu pierwszych tygodni lipca – dodał minister. Pawlak liczy, że dzięki temu na polskich stacjach będzie taniej.
Eksperci jednak studzą optymizm wicepremiera i twierdzą, że w najbliższych dniach na pewno nie tylko nie będzie taniej, ale ceny detaliczne jeszcze wzrosną. – Decyzja dotyczy śladowych ilości – mówi Urszula Cieślak, ekspert łódzkiego biura Reflex, które monitoruje krajowy rynek. – Codziennie w kraju zużywamy ok. 45 tys. ton paliwa.