Przedstawiciele obu firm tego oficjalnie nie potwierdzili, ale wiele wskazuje na to, że Microsoft właśnie przystępuje do procesu zakupu Yahoo, jednego z największych portali internetowych na świecie. Jak dowiedział się dziennik „New York Times", koncerny podpisały niejawne porozumienie w tej sprawie, na podstawie którego Microsoft – jako jedyny spośród kilku podmiotów chętnych na ten zakup - może teraz przystąpić do przeglądu finansów Yahoo. Doradcy firmy, Goldman Sachs i Allen & Co., mają udostępnić księgi Yahoo do wglądu dla potencjalnego nabywcy. Transakcja ma wynieść 18-20 mld dol.
- Microsoft interesuje się Yahoo, ale przejęcie nie jest dobrym pomysłem – komentuje Zeus Kerravala, główny analityk firmy ZK Research. – Obie firmy rywalizują z Google'em, każda z własnych powodów. Połączenie dwóch biegaczy z połamanymi nogami nie oznacza, że będą razem biec szybciej. Microsoft i Yahoo nie tworzą razem wartości dodanej.
To już drugie podejście Microsoftu do przejęcia dotychczasowego konkurenta na rynku wyszukiwarek internetowych. Pierwsze miało miejsce w 2008 roku i obfitowało w dramatyczne zwroty akcji i mocne deklaracje, głównie ze strony prezesa Microsoftu Steve'a Ballmera, który podczas półtorarocznych starań o zakup Yahoo groził tej spółce m.in. wrogim przejęciem. W efekcie do transakcji nie doszło. Microsoft zaoferował zdaniem Yahoo zbyt niską kwotę niespełna 41 mld dol. (pierwsza propozycja koncernu z Redmond wyceniała Yahoo na 44,6 mld dolarów, co przewyższało o 62 proc. jego aktualną wartość giełdową). Mimo że plan przejęcia spalił na panewce, obie firmy zawarły porozumienie reklamowe. Kilka dni temu Ballmer podczas konferencji w San Francisco wyznał, że Microsoft miał wówczas szczęście, nie nabywając Yahoo, bo zmarnowałby tym sposobem wiele miliardów dolarów.
Minęły trzy lata i Yahoo pogrążyło się w kryzysie, a jego akcje staniały o ponad połowę – do 15 dol. za sztukę. Dwuipółroczne rządy zdymisjonowanej we wrześniu Carol Bartz odsunęły firmę na bocznicę mnożącej zyski branży internetowej. Yahoo jest dziś warte 16 mld dol. - dziesięciokrotnie mniej niż jego bezpośredni konkurent Google. Aż 40 proc. z tej kwoty stanowią udziały Yahoo w chińskiej Grupie Alibaba, będącej największym na świecie serwisem wymiany handlowej B2B.
Nieprzypadkiem więc wśród chętnych na Yahoo znalazła się firma Alibaba w konsorcjum z rosyjskim gigantem internetowym DST Global, który jest już właścicielem udziałów m.in. w Facebooku czy portalu zakupów grupowych Grupon. Alibaba jest jednym z czarnych koni tegorocznej tury wyścigu o zakup Yahoo. Ponadto przystąpiły do tej rozgrywki fundusze private equity: Providence Equity Partners, Hellman & Friedman, KKR, TPG Capital i Silver Lake Partners. Wiadomo, że trzy ostatnie są zainteresowane zakupem pakietu mniejszościowego do 20 proc. akcji.