Jak informuje w swoim dorocznym raporcie Sztokholmski Międzynarodowy Instytut Badań nad Pokojem (SIPRI), który zajmuje się monitorowaniem globalnego rynku handlu bronią, Chińczycy coraz rzadziej zaopatrują się za granicą. Zmiana jest znaczna. Przez większość ubiegłej dekady Państwo Środka pozostawało największym importerem sprzętu wojskowego z zagranicy. W ubiegłym roku Chińczycy stracili pierwszą pozycję na rzecz Indii. W tym roku spadli nawet dalej ustępując miejsca Korei Południowej oraz Pakistanowi.
Nie oznacza to, że Pekin przestał kupować karabiny. Po prostu zaczął produkować je u siebie. W ciągu ostatnich kilku lat lokalny sektor zbrojeniowy przechodził przez fazę szybkiego wzrostu i rozwoju. Chiński przemysł jest już w stanie sprostać coraz trudniejszym zadaniom, jakie stawia przed nim armia.
- Jeśli spojrzymy np. na sektor lotnictwa z wyłączaniem niektórych elementów takich jak silniki Chińczycy są już w stanie stworzyć bardzo konkurencyjne konstrukcje w oparciu o własne możliwości i technologię – powiedział agencji Bloomberg Paul Holtom, dyrektor SIPRI zajmujący się programem monitorowania handlu bronią. – Z drugiej strony Indie ciągle mają z tym problemy – dodaje.
Rozwój sektora pozwolił Chińczykom na odwrócenie ról. Pekin coraz rzadziej sprowadza broń z zagranicy, a coraz częściej sprzedaje. W latach od 2007 do 2011 eksport sprzętu wojskowego podwoił się czyniąc z Chin szóstego dostawcę broni na świecie. Głównym odbiorcą militariów „made in China" jest sąsiedni Pakistan, do którego trafia około dwóch-trzecich chińskiego eksportu. W ostatnich latach Islamabad zakupił od Pekinu m.in. 50 myśliwców JF-17, 203 czołgi oraz trzy okręty wojenne.
W ostatnich latach Chiny drastycznie zwiększyły wydatki zbrojeniowe. Zgodnie z prognozami w bieżącym roku mają one urosnąć o 11 proc. i osiągać wartość 100 mld dol. rocznie. To daje Chińczykom drugie miejsce pod względem wielkości wydatków na obronę. Więcej wydają tylko Amerykanie.