Spadek kursu akcji Apple'a przed publikacją wyników to już tradycja. Za każdym razem analitycy i media szukają uzasadnienia tych zniżek i rozważają, czy to tylko korekta, czy może już zmiana trendu. Zainteresowanie jest rzeczą naturalną, bo Apple ma największą kapitalizację rynkową na świecie i blisko 18-proc. udział w indeksie rynku Nasdaq oraz ponad 4-proc. udział w indeksie S&P500.
Lista potencjalnych powodów spadku ceny Apple'a rosła z każdym dniem. Mówiono, że rynek boi się konsekwencji, jakie może ponieść spółka w wyniku prawnych wojen, które rozpętała z konkurentami, a także w wyniku zarzutów o zmowę cenową na rynku e-booków, jakie jej i kilku wydawcom postawił amerykański rząd. Zwracano uwagę, że inwestorzy nie mają pewności, czy kolejne urządzenia Apple'a będę takimi przebojami, jak dotychczasowe, oraz na to, że rynek obawia się wpływu na zyski firmy podwyżek płac w chińskich fabrykach produkujących na zlecenie Apple'a.
Innym powodem spadków mogą być obawy, że operatorzy, szukając oszczędności, zmniejszą subsydiowanie iPhone'a, co może mieć negatywny wpływ na sprzedaż. W USA ok. 90 proc. telefonów sprzedawanych jest przez operatorów. W Europie – w zależności od kraju – od 50 proc. do 80 proc.
W uzasadnieniach spadków podkreślano, że po niemal 60-proc. wzroście kursu w tym roku korekta nie jest niczym dziwnym, ale zwracano też uwagę, że jeśli wyniki za I kwartał roku rozczarują inwestorów, to realizacja zysków może pogłębić straty kursu.
Część komentatorów dostrzega jeszcze jeden problem, który może mieć negatywny wpływ na kurs akcji Apple'a. Silny wzrost kursu sprawił, że udział papierów firmy w portfelach sporej części funduszy inwestycyjnych przekroczył dopuszczalne poziomy, a to może oznaczać, że będą one sprzedawały akcje, by zejść poniżej limitów. Taka podaż sprawia, że akcje spadają pod własnym ciężarem.