Zjazd jak zjazd, szola (winda w kopalni – red.) jak szola, kopalnia jak kopalnia – można by rzec. Ale Silesia to specyficzny zakład. Przez lata była drugim ruchem kopalni zespolonej Brzeszcze-Silesia, należącej do Kompanii Węglowej. Silesii kończyły się udostępnione złoża węgla, a Kompania mówiła wprost, że nie ma pieniędzy na inwestycje w nowe, oceniane na drugie co do wielkości w Polsce (w sumie ok. 500 mln ton węgla). Silesii groziło zamknięcie – chyba, że znajdzie się inwestor. I pojawił się taki. Tajemnicza szkocka Gibson Group, która chciała zapłacić za zakład ponad dwa razy więcej, niż wycena z 2007 r. mówiąca o 111,5 mln zł. Pamiętam wówczas swoją wizytę w Silesii i Toma Gibsona przekonującego do swoich wizji przyszłości kopalni... Kompania na pieniądze się nie doczekała, przetarg został unieważniony. Potem Silesią interesowały się m.in. Enea i Bogdanka, ale nic z tego nie wyszło. A zakład generował coraz większe straty. Ta maleńka kopalnia przynosiła ich netto w swoim najgorszym okresie ponad 100 mln zł rocznie!
Czeska odsiecz
Wtedy jakby spod ziemi pojawili się Czesi. Do prasy bowiem dostały się informacje o kraju pochodzenia inwestora. Podejrzewano nawet, że chodzi o energetyczny CEZ, skoro kopalnia zajmująca nieco ponad 20 km kw. położona jest ok. 30 km od czeskiej granicy. Tymczasem okazało się, że to inny producent energii od naszych południowych sąsiadów – EPH. Na początku mało kto wierzył, że w Silesii ruszy ponownie wydobycie. Wymagała wielkich inwestycji. Czesi, którzy kupili ją pod koniec 2010 r. zainwestowali już ponad 0,5 mld zł, a do końca przyszłego roku ma to być w sumie 0,8 mld zł. Ale co najważniejsze – Silesia daje już pierwszy węgiel, ale i kolejne miejsca pracy. Sami górnicy mówili mi na dole w środę, że to ratunek na bezrobocie w okolicy. Niewykluczone, że praca kopalni będzie motorem napędowym do otwarcia szkoły górniczej. Na razie na pewno cieszy się wielkim zainteresowaniem górników. PG Silesia, bo tak się teraz nazywa, podwoiła już zatrudnienie do ponad 1500 osób, a do końca 2013 r. planuje ich przyjąć jeszcze ponad 600. EPH nie mówi o spodziewanych wynikach. Jednak chcąc produkować docelowo 3 mln ton węgla rocznie (dla porównania – lubelska Bogdanka wyprodukowała w 2011 r. nieco ponad 5,8 mln ton), mówimy średnio o przychodach 0,9 mld zł. No i Silesia ma w końcu przynosić zyski. A jak jej idzie?
Pierwszy węgiel po latach
Choć 9 maja Czesi oficjalnie otworzyli Silesię, to pierwszy węgiel wyjechał na powierzchnię ok. dwa tygodnie temu (to urobek będący mieszaniną węgla i kamienia, na razie jeszcze nie węgiel handlowy). Teraz trwa rozruch ściany 160, która ma produkować w ciągu doby ok. 5 tys. ton węgla. Na ten węgiel pracuje zarówno załoga w ścianie, jak i kompleks ścianowy Famuru. Jeszcze biały, prawie czysty, ale gdy zaczynają pracować organy urabiające, to mimo zraszania wytwarza się mnóstwo pyłu. A górnicy patrzą na kruszącą się skałę z widocznym wzruszeniem. – No przecież tej kopalni miało nie być! – mówi jeden z nich. I widać, z jakim zaangażowaniem pracują, by pokazać, że Silesia zasłużyła na to swoje przedłużenie życia. Załoga już dziś czeka na uruchomienie drugiej ściany wydobywczej, która ma ruszyć w przyszłym roku. I tam na konflikt zarząd – związki się nie zanosi. Górnicy zgodzili się na pracę w systemie 24-godzinnym przez siedem dni w tygodniu, oczywiście przy specjalnych dodatkach za pracę w dni wolne. Ale wiedzą, że to jedyny sposób, by kopalnia jak najszybciej zaczęła zarabiać. Zwłaszcza, że nie jest to zakład łatwy: są tam zarówno zagrożenia metanowe, jak i m.in. wodne, widoczne w wielu miejscach kopalni i bardzo utrudniające jej funkcjonowanie.
Niunia fedruje
Zjechaliśmy na dół ok. godz. 9. Po 20 minutach podróży klasą (kolejką spągową poruszającą się po torach na spągu, czyli kopalnianej podłodze) szybka przesiadka na kolejkę typu Scharf – podwieszana, jedzie się na okrakiem na drewnianych ławach. Senną podróż przerwało nam gwałtowne hamowanie. - Ktoś musiał pociągnąć nieopatrznie za linkę bezpieczeństwa, sprzęt zachował się prawidłowo – wyjaśnił nasz przewodnik, Piotr Adamiec, kierownik działu robót górniczych w PG Silesia. No więc czekał nas niezły spacer. Co prawda z górki, ale perspektywa powrotu nie była upojna. Gdyby górnicy musieli pokonywać drogę od szoli do ściany piechotą, nie wiem ile z ośmiogodzinnej szychty rzeczywiście spędzaliby w ścianie. Wreszcie i my do niej docieramy. Huk kombajnu wyrywa z zamyślenia. Każdego, zapewniam. I wtedy właśnie napis: Grażyna (strzałka w lewo) i Niunia (strzałka w prawo). Gdy pytam, górnicy początkowo wymyślają przeróżne historie. Okazuje się jednak, że to imię żony kombajnisty. A Niunia? – To córka – odpowiada wyraźnie speszony. Po różowej Joli z kopalni Murcki (pracował tam ró1)owy kombajn) chyba więc nic mnie już nie zdziwi.