Walne Jastrzębskiej Spółki Węglowej zdecydowało wczoraj o przyznaniu załodze 130 mln zł nagrody z zysku za 2011 r. W 2011 r. przy rekomendacji 130 mln zł górnicy decyzją państwowego właściciela dostali tam 160 mln zł – mimo podwyżki płac i gwarancji zatrudnienia przed giełdowym debiutem.
Związkowcy twierdzą, że nagroda jest za mała. Nadal walczą także o 7-proc. podwyżki płac – oznaczałoby to dla spółki dodatkowy koszt 135 mln zł rocznie – i grożą strajkiem.
Nerwowo w Jastrzębiu
– Związki zbliżały się do górnej granicy dopuszczonej prawem, czyli 8,5 proc. funduszu wynagrodzeń. Nasza propozycja, 130 mln zł, to kwota wyliczona na podstawie pensji bez dodatków – mówi „Rz" prezes JSW Jarosław Zagórowski. – Pracownik dostanie więc jedną dodatkową czystą pensję. Zdecydowaliśmy się na to, doceniając wkład załogi w budowanie zysku firmy – zaznacza.
– Zarząd rekomendował 130 mln zł na nagrody, gdy w 2010 r. spółka miała 1,5 mld zł zysku netto. Teraz miała 2,1 mld zł, a rekomendacja była taka sama. Chcemy wiedzieć, jaki zysk musi osiągnąć firma, by załoga mogła dostać maksymalną nagrodę – mówi „Rz" Roman Brudziński, wiceszef „S" w JSW.
– My nie mamy konfliktu ze związkami, a na pewno nie z załogą. Mamy problem z propozycjami związków zawodowych, które są biznesowo nieracjonalne. Jeśli będziemy ustępować liderom związkowym, jak w ubiegłych latach, to możemy doprowadzić JSW do stanu firm górniczych, które są w trudnej sytuacji. Jeśli związkowcy myślą tak: zamienimy jednego faceta, który nie pozwala nam na psucie firmy, na innego, który będzie dla nas dobry, i będzie tu kraj wiecznej szczęśliwości, to nie wiem, czy to się dobrze skończy – mówił „Rz" Zagórowski pytany, czy się nie obawia, że na stanowisku prezesa mógłby go zastąpić wojewoda śląski Zygmunt Łukaszczyk.