To inicjatywa, która ma sprawić, że przy jednym stole zasiądą wszystkie zainteresowane strony, od których zależy powodzenie reformy śmieciowej na Mazowszu. Okazuje się bowiem, że w stolicy problem z odbiorem i zagospodarowaniem odpadów komunalnych budzi wiele kontrowersji, a firmy działające na tym rynku nie wiedzą czego spodziewać się od lipca, gdy odpady od mieszkańców zaczną być odbierane według nowych zasad.
Spotkanie będzie zamknięte dla przedstawicieli mediów. Mają w nim wziąć udział m.in. przedstawiciele Sejmu, Ministerstwa Środowiska, Marszałka Województwa Mazowieckiego i wojewody, a także Urzędu Miasta, samorządowcy oraz szefowie firm działających na rynku odbioru i przetwarzania odpadów.
Zdaniem Krzysztofa Kawczyńskiego, przewodniczącego Komitetu Ochrony Środowiska KIG, spory jakie towarzyszą przygotowaniom do wdrożenia nowych rozwiązań w gospodarce odpadami nie rokują dobrze. - Obserwowane praktyki na rynku idą w złym kierunku, a otoczenie systemu gospodarki odpadami komunalnymi nie zostało przez ostatnie lata uporządkowane. Nie uporządkowano systemu tzw. opłat marszałkowskich a system wspierania odzysku i recyklingu przez organizacje odzysku z opłat przedsiębiorców wprowadzających opakowana to przykład kompletnej degeneracji - mówi Kawczyński. Podkreśla, że już widać, że tworzone przez samorządy tzw. RIPOK-i (regionalne instalacje przetwarzania odpadów komunalnych), ograniczą się co najwyżej do zamiany śmieci na kolejne śmieci i dalszego ich składowania zamiast rzetelnego odzysku.
- Będziemy domagać się od urzędników wprowadzenia systemu rzetelnych kontroli firm, które będą odbierały odpady, tak, by było wiadomo co się z nimi dzieje - mówi Monika Byśkiniewicz, właścicielka firmy "Byś", zajmującej się gospodarką odpadami na Mazowszu. Zwraca uwagę, że system, który stworzono rodzi niebezpieczeństwo, że śmieci zamiast do punktów odzysku, będą trafiały na składowiska. - Teraz mamy klientów, którzy rzeczywiście dbają o ekologię. Wybierali naszą firmę, bo wiedzieli, że odzyskujemy nawet 80 proc. odpadów. Takie przedsiębiorstwa nie będą jednak już decydować, która firma odbierze od nich śmieci, bo będzie to zadanie gmin. Jak widać na przykładach gmin, które już organizują przetargi, nie liczy żadna ekologia, tylko najniższa cena - dodaje Byśkiniewicz. Jej zdaniem, żeby spełnić ustawowe obowiązki, gmina nie powinna tracić kontroli nad strumieniem odpadów i to ona powinna decydować dokąd ostatecznie trafią, a nie firma, która wygra przetarg na ich odbiór.
- Dzisiaj przekaz społeczny jest raczej płytki i dominują w nim dwie informacje: hasło rewolucja śmieciowa i pytanie ile zapłacimy za śmieci od 1 lipca b.r. Brakuje natomiast przekazu i dyskusji, co my właściwie chcemy zbudować, jakie standardy musimy osiągnąć i jak każda gmina chce to zrealizować. Bez zbilansowania faktycznych kosztów tego co chcemy zrobić ze źródłami finansowania efekt końcowy za 3 – 4 lata może być podobny do stanu istniejącego dzisiaj - dodaje Kawczyński.