Na przykład mając do dyspozycji aplikację, która pokazuje taksówki znajdujące się najbliżej nas. To nawet nie muszą być licencjonowani taksówkarze. Wystarczy, że są to osoby z samochodem, które chcą wziąć nas jako kurs. Nawet nie muszą mieć stawki za kilometr czy za otwarcie drzwi – możemy wynagrodzić je zależnie od naszego nastroju.
Zaczęło się w San Francisco
Taki model zaczął działać na szeroką skalę w San Francisco. Zaczęło się w 2009 roku od aplikacji Uber. Następnie 2 lata temu pojawiły się Lyft i SideCar. Każda z aplikacji ma trochę inny model działania, ale we wszystkich chodzi o szybkość obsłużenia klienta. Czasem prowadzi to do niecodziennych sytuacji, jak na przykład w ważne święta, gdy ceny oferowane przez głównych graczy potrafią kilkakrotnie wzrosnąć. W sylwestra 2011 roku Uber zaszokował swoich klientów, gdy okazało się, że ten sam dystans może być 7 razy droższy niż zwykle. Podobnie podczas gwałtownych opadów w Toronto w lipcu ubiegłego roku – samochody tonęły na ulicach, transport był w cenie, a Uber korzystał podnosząc ceny swoich taksówek.
Walka o pasażerów taksówek trwa w najlepsze. Lyft stawia na społecznościowy wymiar korzystania z taksówki. Ponieważ nie trzeba liczyć się z płaceniem kierowcy i może to zależeć od samego pasażera, taki taksówkarz z aplikacji jest według jej twórców zwykłym człowiekiem, który akurat nas dokądś podwozi z dobrej woli. Większość Lyftowców wita swoich pasażerów przyjaznym „żółwikiem", a symbolem samochodów z aplikacji są pluszowe hipsterskie wąsy w różowym kolorze. W Uber można zamówić konkretny model samochodu i nie martwić się o wystarczający poziom luksusu podczas przejazdu. I tak jednak główny sens walki w tym segmencie sprowadza się do tego, kto obsłuży klienta szybciej.
Walka na dane
Walka wchodzi na poziom informacji, czyli big data, jednego z najpopularniejszych haseł ubiegłego roku. Ponieważ korporacje mierzą teraz wszystko i przy każdej możliwej okazji, big data to ogromne, ciągle przyrastające bazy danych pozyskiwanych z użytkowników. Mieszczą wszystko: ich przyzwyczajenia, historie korzystania z aplikacji, czasy oczekiwania na przyjazd samochodu. Można dzięki nim także sprawować większą kontrolę nad samymi kierowcami i dokładniej planować przyjazd do klienta. W taki sposób, by odbiorców aplikacji nie stresować i nie kazać im zbyt długo czekać. Taką strategię przyjmuje obecnie Lyft. Lepsze algorytmy przełożą się bezpośrednio na więcej klientów. Uber na razie planuje zatrudnienie specjalisty od analizy takich danych i nosi się z zamiarem stworzenia odpowiednich algorytmów.
Skala przedsięwzięć jest ogromna, taksówkarskie aplikacje pozyskują duże dofinansowanie. Lyft zebrał ponad 83 mln dolarów, m.in. od znanych w Dolinie Krzemowej inwestorów z Andreessen Horowitz. Uber jest wart już ponad 3,76 mld dolarów i ekperymentuje także z przejazdami motorami-chopperami oraz helikopterami. SideCar zebrał ponad 20 mln dolarów.