Bezpośrednim powodem wprowadzenia zakazu było uderzenie wystrzelonej przez Hamas rakiety w pobliżu lotniska w Tel Awiwie i prowadzona przez Izrael ofensywa w Strefie Gazy. Bez wątpienia jednak wpływ na decyzję przewoźników miało także zestrzelenie w ub. tygodniu malezyjskiego samolotu pasażerskiego nad terytorium Ukrainy. W katastrofie tej zginęło 298 osób.
Amerykańscy przewoźnicy nie czekali na decyzję FAA. Delta i United Airlines już na kilka godzin przed oficjalną decyzją rządowej agencji odwołały bezterminowo połączenia z Izraelem. Tuż po nich o podobnej decyzji poinformowały US Airways. Trwający już rejs Delty zakończył się na lotnisku w Paryżu.
Podobnie zrobili także europejscy przewoźnicy, w tym Lufthansa i Air France, ale Europejska Agencja Bezpieczeństwa Lotniczego ograniczyła się jedynie do "stanowczej rekomendacji", a nie pełnego zakazu lotów.
Michael Bloomberg poleciał do Izraela liniami El Al, aby – jak stwierdził w opublikowanym na swojej stronie internetowej oświadczeniu – okazać solidarność z narodem izraelskim i pokazać, że lotnisko w Tel Awiwie jest najlepiej strzeżonym portem lotniczym na świecie. Decyzję FAA nazwał "niezasłużonym zwycięstwem Hamasu". Jego głos współbrzmiał z oświadczeniem Ministerstwa Transportu Izraela, które zapewniło, że lotnisko Ben Gurion jest całkowicie bezpieczne. Zakaz określiły jako "nagradzanie terroryzmu".
Zakaz lotów do Izrael może okazać się potężnym ciosem dla izraelskiego sektora turystycznego. Kraj ten odwiedza rocznie 3,5 miliona turystów i pielgrzymów, z czego większość dociera drogą lotniczą. Amerykanie stanowią niecałe 20 proc. wszystkich odwiedzających. Nawet po zniesieniu zakazu lotów wiele osób zamierzających odwiedzić Izrael może zmienić swoje plany.