Elżbieta Glapiak
Adam Małysz nie pojechał na swoje pierwsze zawody pucharowe do Lillehammer, bo związek nie miał pieniędzy, aby mu kupić strój. By mógł wziąć udział w Turnieju Czterech Skoczni, znajomi i sportowcy z Wisły zrobili dla niego zrzutkę. Pierwsza firma, która zdecydowała się na sponsorowanie naszego skoczka, pochodziła z Austrii, dopiero potem zainteresowały się nim polskie przedsiębiorstwa – producenci zupek, czekolady itp.
Jak kupić klienta
Jedną z pierwszych firm, które zainteresowały się sportem i zaczęły go wykorzystywać w swej strategii, jest PKN Orlen. – Pasja, zaangażowanie, dążenie do celu to coś, co charakteryzuje sportowców i jest też bliskie naszej filozofii – tłumaczył podczas panelu „Marketing sportowy coraz skuteczniejszy" odbywającego się na Forum Ekonomicznym w Krynicy Leszek Kurnicki, dyrektor wykonawczy ds. marketingu i komunikacji korporacyjnej PKN Orlen.
– Chcemy, aby nasze marki były bardziej przyjazne i aby ludzie chcieli je kupować. To, że wspieramy sportowców, budzi sympatię ludzi, tworzy zaufanie klienta, który chętniej w takiej sytuacji sięga po nasze produkty.
Sebastian Chmara, wiceprezes PZLA, przyznał, że pieniądze sponsorów – bardzo potrzebne, trafiają do najlepszych sportowców, którzy mogą być identyfikowani z produktem danej firmy. – Niestety, związki w 95 proc. opierają swoją działalność na niedużych pieniądzach z budżetu państwa – stwierdził Chmara. – Starczają one na szkolenia, ale nie mają ogólnej wiedzy, jak budować swoją wartość. Te, które mają sponsora w postaci dużej firmy, zyskują podwójnie, bo zdobywają też know-how, by się rozwijać.