Tajwańskie królestwo skuterów

Na Tajwanie dwa kółka są najbardziej podstawowym środkiem transportu.

Publikacja: 07.06.2015 16:59

Na ulicach Tajpej praktycznie nie milknie dźwięk silników skuterów. Tych wygodnych małych dwukołowców jest tam zatrzęsienie. Wiele jest fantazyjnie malowanych albo stylizowanych z prawdziwie azjatycką wyobraźnią, choćby na pojazdy jak z serialu „Power Rangers".

Przybysz ma wrażenie, że skuterów są tu całe miliony. I to prawda. Tajwan to kraj o największym na świecie nasyceniu rynku skuterami. Jest ich tam prawie 15 mln na 23 mln mieszkańców.

Śluzy i mosty

Aby przy takiej liczbie uczestników ruchu jakakolwiek jazda była w ogóle możliwa, Tajwańczycy sięgnęli – w swoim stylu konkretnego i celnego rozwiązywania problemów - po środki radykalne. Na większych skrzyżowaniach skutery mają więc swoje miejsce – wielkie „śluzy" oznakowane liniami na ulicy - tuż przy światłach, przed samochodami.

Zanim minie kilkadziesiąt sekund czerwonego światła – a na większości skrzyżowań wyświetlany jest czas do końca zielonego i czerwonego –wydaje się, że w szczycie gromadzi się ich za każdym razem koło setki.

W Tajpej główne mosty mają nawet oddzielone betonowymi barierami od pasów dla aut, ciągi skuterowe, a nawet osobne estakady. Robi to wrażenie. Podobnie jest zresztą w innych miastach.

Jednak taki natłok jednośladów nie paraliżuje ruchu. Dlaczego? Po pierwsze, Tajpej ma pięć linii metra. Po drugie, przez miasto całymi kilometrami ciągną się estakady dla ruchu tranzytowego.

Zatem na poziomie ziemi odbywa się praktycznie tylko ruch lokalny. Reszta biegnie albo poniżej, albo powyżej.

4,2 s do pięćdziesiątki

Pytam miejscowych, czy przy tej liczbie skuterów bardzo dają się we znaki ich kradzieże. Otóż jeszcze do niedawna były prawdziwą plagą. Jednak rząd postanowił położyć jej kres. I kilka lat temu zainwestował w ogólnokrajowy system kamer, potrafiących rozpoznawać numery rejestracyjne. Efekt? Kradzieże praktycznie ustały.

- Niedługo po wprowadzeniu systemu ktoś ukradł mi skuter. Kiedy zgłosiłem to policji, powiedzieli, żebym po prostu poszedł do domu, a oni dadzą znać za 2-3 godziny – opowiada Sean.

Trzydziestolatek, jak mówi, z niedowierzaniem odłożył słuchawkę. Jednak telefon faktycznie zadzwonił po 3 godzinach. – Policjant powiedział, że znaleźli skuter i mam po niego przyjść. Po prostu wpisują numer rejestracyjny do systemu i dostają zapis z kamer, przy których przejechał. To wyspa, nie masz dokąd uciec. Musiałbyś chyba od razu załadować skuter czy samochód na statek... – dodaje ze śmiechem.

Zapewne to rozwiązanie uspokoi chętnych na najnowszy tajwański produkt. To elektryczne cacko o nazwie gogoro. Na razie jeszcze nie można go kupić. Nie ma też ceny. Ma ona być ogłoszona na dniach. Póki co, producent podgrzewa tylko atmosferę i bada zainteresowanie klientów, wystawiając skutery w futurystycznych salonach.

- Wszystko jest w nim nowe – zachwala pracownik salonu mieszczącego się opodal słynnego wieżowca Taipei 101. – To znakomita, przełomowa konstrukcja. Ma świetne osiągi. Co więcej, nie musisz się martwić o ładowanie – dodaje. Otóż firma oferuje dzierżawę akumulatorów. Po prostu przyjeżdża się do punktu obsługi i wymienia w kilka minut.

Osiągi gogoro robią wrażenie. Waga to niecałe 100 kg. Według producenta zasięg wynosi 140 km (na każdej z dwóch ważących 10 kg baterii można przejechać 70 km). Prędkość maksymalna to 95 km/h. Przyspieszenie? 4,2 s do 50 km/h. No i ponoć jest 3 932 160 możliwości personalizacji wyglądu skutera dzięki mnogości kolorowych, wymiennych paneli i różnych akcesoriów.

Ciekawe, czy na taki skuter znaleźliby się klienci w Polsce.

Jeremi Jędrzejkowski z Tajpej

Biznes
Londyn uderza w Moskwę największymi sankcjami w historii
Biznes
Nowy prezes PGZ przyszedł z Grupy Azoty
Biznes
Prezes Grupy Azoty rezygnuje z funkcji
Biznes
Umowa USA-Wielka Brytania gotowa. UE zniecierpliwiona. Nowy papież z Ameryki
Biznes
Cyfrowa rewolucja w samorządach
Materiał Promocyjny
Między elastycznością a bezpieczeństwem