„Kiedy kontrakt będzie się zbliżał do końca (obowiązuje do 31 grudnia 2019 r -red), przeprowadzimy z naszymi ukraińskimi partnerami stosowne rozmowy o przedłużeniu umowy" - zapowiedział wczoraj na konferencji prasowej prezes Aleksiej Miller, podała Deutsche Welle. Wyjaśnił, że dostał „bezpośrednie polecenie" w tej sprawie od prezydenta Rosji.
To całkowite zaprzeczenie dotychczas prezentowanego przez Rosjan stanowiska. Od kilku miesięcy Gazprom straszy klientów unijnych, że od 2020 r nie będzie już przesyłał gazu przez Ukrainę, a więc jeżeli nie zbudują odbiorczych gazociągów od granicy turecko-greckiej (ma tam być hub gazowy), to rosyjski gaz „pójdzie na inne rynki".
Teraz Miller podkreśla, że koncern nie podpisze nowego kontraktu tranzytowego „nie warunkach dla siebie niewygodnych". Chodzi tutaj przede wszystkim o cenę tranzytu. Obecnie wynosi ona 2,7 dol. za 1000 m3. Kijów chce by wzrosła do 5 dol., czyli tylu ile Gazprom płaci na innych kierunkach przesyłowych.
Ukraińskie magistrale gazowe to największy system tranzytowy mogący rocznie przesyłać na Zachód i południe Europy do 140 mld m3 rosyjskiego gazu. Jednak z roku na przesył spada. Obecnie tylko ok. 14 proc. gazu potrzebnego Unii transportowane jest przez Ukrainę. W 2004 r Rosjanie przesłali tą drogą 137,1 mld m3 a dekadę później 2014 r tylko 55 mld m3. To pochodna budowy gazociągu Nord Stream, spadku popytu na Rosyjski gaz tak na Zachodzie kontynentu jak i na Ukrainie.
Z sześciu największych rynków gazowych Wspólnoty - Niemcy, Wielka Brytania, Włochy, Holandia, Francja, Hiszpania, tylko Włosi importowali w 2014 r ponad 15 proc. potrzebnego gazu z kierunku ukraińskiego. Ten kierunek obsługuje dziś głównie niewielkie rynki - bułgarski, węgierski, austriacki, słowacki, czeski.