Ministrowi gospodarki Węgier, Mihaly Varga marzy się, aby w całym naszym regionie powstała sieć ładowarek.
- Każdy płacący rachunki za energię otrzymywałby kartę, a rachunek za ładowanie baterii w aucie elektrycznym byłby połączony z normalnymi opłatami za korzystanie z energii w gospodarstwie domowym. Wyobrażam sobie, że w niedługim czasie właściciel auta elektrycznego z Budapesztu pojedzie nad Bałtyk ładując baterie po drodze - mówił Mihaly Varga na konferencji „Nowa droga do e-mobilności w UE", która odbyła się w ostatni weekend w Budapeszcie.
Już teraz na ulicach stolicy Węgier auta elektryczne nie budzą nawet zaciekawienia. I są traktowane jak normalne pojazdy, nie ma zniżek na ich zakup, nie mają prawa do poruszania się po buspasach- jak jest to chociażby w Norwegii, czy Holandii które przodują w nasyceniu rynku motoryzacyjnego autami ekologicznymi.
W Budapeszcie zarejestrowała się druga firma taksówkowa, która we flocie ma 30 aut, wszystko to elektryczne Nissany Leaf. Na Węgrzech japoński producent ma 67 proc rynku takich aut. — Nasze auta jeżdżą więcej, niż zwyczajne taksówki, pasażerowie chcą jeździć autami z napędem elektrycznym — mówi Ors Levay, współwłaściciel i prezes Greenlight Taxi.
Nissan wykorzystał budapeszteńską konferencję dla zaprezentowania najnowszej wersji Leafa — 30 kWh o zasięgu 250 km. Po mieście, kiedy auto często hamuje, może przejechać o kilkanaście kilometrów więcej.