UBS, największy szwajcarski bank, od 21 grudnia będzie pobierał od klientów instytucjonalnych opłaty za depozyty składane we frankach. Na taki krok zdecydował się już wcześniej drugi pod względem wielkości bank w Szwajcarii – Credit Suisse. Podobny krok rozważają m.in. Bank of Canada i Bank of New York Mellon.
Opłaty od depozytów dotkną na razie tylko instytucji finansowych. I to tych, które zdeponują znaczne środki. Oznacza to w praktyce wprowadzenie ujemnych stóp oprocentowania depozytów.
Szwajcarzy decydują się na taki krok, by ratować się przed umacnianiem rodzimej waluty. W ciągu ostatniego roku frank zyskał w stosunku do euro blisko 2,2 procent. Wczoraj za jedno euro na rynku międzybankowym trzeba było zapłacić 1,21 franka. Zdaniem niektórych analityków kurs wymiany obu walut już za parę lat może wynieść 1 do 1.
– Gospodarka szwajcarska od dłuższego czasu zmaga się z problemem silnego franka. Ujemne stopy procentowe wprowadzone przez banki komercyjne mają służyć zniechęceniu inwestorów do trzymania swoich środków pieniężnych w tej walucie – tłumaczy Ignacy Morawski, główny ekonomista Polskiego Banku Przedsiębiorczości. Morawski zwraca uwagę, że Szwajcarzy eksperymentowali już bezskutecznie w pierwszej połowie lat 70. XX w. z efektywnie ujemnymi stopami procentowymi. – Obecne działania banków komercyjnych to eksperyment. Gdyby jednak szwajcarski bank centralny zdecydował się na wprowadzenie ujemnych stóp procentowych, to wtedy mogłoby dojść do zaburzeń na rynku pieniężnym – mówi Morawski.
Ostatnie decyzje szwajcarskich banków wpływają na osłabienie się kursu franka, również względem złotego. We wtorek kosztował on nieco powyżej 3,37 zł. Frank jest najtańszy od niemal połowy października, co może cieszyć polskich kredytobiorców, którzy zadłużyli się w tej walucie.