Tak było w Polsce do początku 2008 r., gdy rolę nadzorcy sektora bankowego przejęła od NBP Komisja Nadzoru Finansowego.
Tamta zmiana budziła wtedy gorące spory. W NBP była postrzegana jako osłabienie tej instytucji. KNF, powołana do życia w 2006 r. i sprawująca już wówczas nadzór nad innymi segmentami sektora finansowego, nie była też – w odróżnieniu od banku centralnego – niezależna od rządu.
– Ja byłem zwolennikiem pozostawienia nadzoru nad bankami w rękach banku centralnego – przypomina w rozmowie z „Rzeczpospolitą" Zdzisław Sokal, w latach 2007–2013 członek zarządu NBP, a obecnie prezes Bankowego Funduszu Gwarancyjnego i przedstawiciel prezydenta Andrzeja Dudy w KNF.
– Nadal uważam, że korzyści ze sprawowania nadzoru nad bankami przez bank centralny są bezdyskusyjne. Może on bowiem szybko reagować na zmiany sytuacji w tym sektorze i ma do tego odpowiednie narzędzia – wskazuje. Zastrzega jednak, że obecny model nadzoru finansowego funkcjonuje sprawnie i nie ma powodu, by pośpiesznie wprowadzać w nim zmiany.
Innego zdania jest Janusz Szewczak, poseł PiS, zastępca przewodniczącego sejmowej Komisji Finansów Publicznych, na której piątkowym posiedzeniu prof. Glapiński zaproponował połączenie KNF z NBP.