Po dziewięciu miesiącach analiz Pekao i Alior zdecydowały, że się nie połączą. Mimo że uznały, że właśnie taki model współpracy przyniósłby akcjonariuszom największą korzyść. Wcześniej, z obawy o fuzję i jej nieznane warunki, notowania obu banków zachowywały się słabo na tle rynku. W środę zyskiwały odpowiednio ponad 7 proc. i 4 proc.
Problemem, co można wyczytać między wierszami, okazała się wysoka zdaniem Pekao wycena Aliora w porównaniu z jego profilem ryzyka kredytowego i perspektywą spowalniania światowej, więc i polskiej, gospodarki (co mogłoby zwiększyć i tak stosunkowo wysokie odpisy Aliora). Poza tym Pekao sugeruje, że z każdym miesiącem dokonuje sporych postępów w zakresie cyfryzacji i unowocześnienia systemów informatycznych, więc ten argument, przemawiający za fuzją z Aliorem, tracił na znaczeniu. Pojawiały się za to wątpliwości, czy system tego mniejszego banku udałoby się sprawnie i bez zbędnych kosztów przenieść na tak dużą instytucję jak Pekao.
– Uznaliśmy, że opcja rozwoju organicznego jest bardziej atrakcyjna. Daje szybszą możliwość realizacji strategii w stosunku do opcji fuzyjnej. Potencjalne fuzje oznaczają zawsze pewne ryzyko. Z naszego punktu widzenia kwestia potencjalnej fuzji z Aliorem jest zamknięta – zaznacza Michał Krupiński, prezes Pekao, podkreślając, że oba banki będą współpracowały, choć szczegółów nie ujawnia.
– Dla nas głównym celem jest maksymalizacja zwrotu z kapitału, tak jak wskazuje na to strategia. Nie mamy celu maksymalizacji za wszelką cenę udziałów w rynku i pozycji pod względem wielkości. Oczywiście bierzemy pod uwagę, że rynek mocno się konsoliduje, i mamy świadomość, że bankowość to biznes skali – dodaje Krupiński.