Komisja Nadzoru Finansowego na początku 2009 r. zalecała bankom utrzymywanie 10-proc. poziomu współczynnika wypłacalności. Miały się do tego dostosować głównie te banki, które pożyczki podporządkowane wliczają do kapitałów.
– Chodziło o podniesienie kapitałów. Bankom, które mają współczynnik wypłacalności poniżej 10 proc., a w odniesieniu do funduszy podstawowych (tzw. Tier 1) poniżej 8 proc., zalecaliśmy zatrzymanie zysku i niewypłacanie dywidendy. Pozostałym rekomendowaliśmy zatrzymanie jak największej części zysku. Nie ustaliliśmy współczynnika wypłacalności na poziomie 10 proc. – mówi „Rz” Andrzej Stopczyński, dyrektor nadzoru bankowego w KNF.
– Zależało nam, aby na początku roku banki zapewniły sobie wystarczającą nadwyżkę kapitału ponad minimalny wymóg, by mogły prowadzić normalną działalność w trudniejszych warunkach – dodaje.
KNF zachęca też banki do zwiększenia kapitałów. Tylko że ich zagraniczni właściciele nie są chętni do wspierania swoich spółek, bo sami mają problemy z pozyskaniem kapitału. W ostatnich latach polskie instytucje korzystały z pożyczek podporządkowanych (były wyliczane do funduszy własnych) od spółek-matek. Dziś i to rozwiązanie nie wchodzi w rachubę.
Wyższe kapitały to nie tylko większe bezpieczeństwo banku, ale i możliwość zwiększenia akcji kredytowej. – Chcemy zmotywować banki do zdobycia kapitału. Żeby to ułatwić, planujemy uelastycznić pojęcie kapitału, wyjść poza definicję kapitału akcyjnego. Myślimy o tym, żeby dać bankom możliwość zaliczania pewnych instrumentów do kapitału podstawowego. Nie zmieniałyby one kapitału akcyjnego, nie rozmywały struktury akcjonariatu. Pracujemy nad odpowiednią uchwałą – mówi Stopczyński.