Od początku roku na rynku Catalyst zadebiutowało sześciu emitentów, tyle samo co w sumie na GPW i NewConnect. W kolejce czekają następni, bo to dobry czas na emisję obligacji. – W sytuacji niskich stóp procentowych i niskich cen akcji spółki wolą emitować tanie z ich punktu widzenia obligacje, niż rozwadniać kapitał przy mało atrakcyjnej wycenie – mówi Krzysztof Pado, analityk DM BDM. Rozwojowi rynku obligacji sprzyja podatek od aktywów bankowych i prawdopodobne podwyższenie marż na kredytach korporacyjnych. – Kolejnym, bardziej długoterminowym czynnikiem może być stopniowy wzrost ekspozycji na obligacje kosztem akcji ze strony OFE – uważa analityk.

W 2015 r. debiutów na Catalyst nie było dużo, ten rok zapowiada się jednak lepiej. Obecnie na tym rynku notowane są papiery 193 emitentów warte ponad 594 mld zł. Niespełna 60 mld zł przypada na obligacje korporacyjne, a aż 531 mld zł na skarbowe (reszta to papiery komunalne i spółdzielcze). – Na Catalyst jest bardzo dużo okazji inwestycyjnych. Szczególnie wśród firm z mWIG40 czy sWIG80. Mają dobrą kondycję finansową, a ich obligacje oferują wyższe stopy zwrotu niż dług największych polskich firm – mówi Dominik Niszcz, analityk Raiffeisen Banku.

Parametry większości emisji potwierdzają hipotezę, że polski rynek papierów dłużnych jest w powijakach. – Często emitent jest zmuszony sięgać po kapitał krótkoterminowy w celu finansowania długoterminowych inwestycji. Taka sytuacja wymusza wyższe oprocentowanie obligacji, a to z kolei zmniejsza rentowność projektów – przestrzega Dariusz Lewandowski, prezes Aria Fund. Dodaje, że aby przerwać takie ujemne sprzężenie zwrotne, należałby przywrócić należne miejsce giełdzie oraz systemowi finansowemu, który jest krwiobiegiem gospodarki. Problemem jest też ograniczona podaż pieniądza. Polscy emitenci to z reguły średnie firmy, szukające nie więcej niż kilkudziesięciu milionów złotych. Nic dziwnego, że polski rynek nie jest jeszcze atrakcyjny dla zachodnich funduszy dłużnych, dla których minimum inwestycyjne to kilkadziesiąt milionów euro. – Zostają zatem lokalni gracze, którzy nie są jeszcze w stanie pokryć całego zapotrzebowania na finansowanie – mówi Wojciech Kalinowski, adwokat DLA Piper.