We wtorek rano politycy PiS Waldemar Buda i Marcin Horała wkroczyli z interwencją poselską do KPRM. Jak zapowiedzieli, w poszukiwaniu ekspertyz dotyczących CPK, o których mówił niedawno premier Donald Tusk. Temat CPK jest uznawany w PiS za rozwojowy i jeden z niewielu obecnie, gdzie to koalicja rządząca ma pewien polityczny kłopot. Cóż jednak z tego, skoro wokół PiS w Sejmie cały dzień dominował zupełnie inny temat: powrót do Sejmu Moniki Pawłowskiej w miejsce Mariusza Kamińskiego. 

Jeszcze na początku stycznia – tuż przed pierwszą demonstracją zorganizowaną przez PiS, w chwili, gdy w pełni rozkręcała się sprawa mandatów Wąsika i Kamińskiego – jeden z najwyższych rangą polityków PiS mówił nieoficjalnie „Rzeczpospolitej”, że uda się doprowadzić do sytuacji, w której Monika Pawłowska mandatu po Kamińskim nie obejmie. Czyli: przekonać ją, by tego nie robiła. We wtorek te nadzieje okazały się ostatecznie płonne, a marszałek Szymon Hołownia w trakcie konferencji prasowej mówił już o terminie ślubowania nowej posłanki. To sprawia, że władze partii wyglądają na nieskuteczne, słabe. Politycy PiS we wtorek nie mieli wyjścia i mówili, że Pawłowska obejmuje „461. mandat”, co sprawia, że nie może przyłączyć się do Klubu Parlamentarnego PiS. W obecnej sytuacji to nie ma znaczenia, czy PiS ma o jednego posła czy posłankę więcej. Ale sprawa ma wymiar symboliczny. 

Czytaj więcej

Kiedy Monika Pawłowska złoży ślubowanie poselskie? Szymon Hołownia podał szczegóły

W PiS są politycy, którzy chcieliby, aby sprawa mandatów Kamińskiego i Wąsika wreszcie znalazła się w lusterku wstecznym, a PiS mogło się skupić na kampaniach wyborczych i rozliczaniu koalicji rządzącej, w której – jak na tle aborcji – nie brakuje napięć. Powrót Moniki Pawłowskiej do Sejmu znów tę perspektywę oddala. I nie ma tu znaczenia polityczna biografia Pawłowskiej, która trafiła do Sejmu poprzedniej kadencji z list Nowej Lewicy (była w Wiośnie Roberta Biedronia), by w 2019 przejść do Porozumienia Jarosława Gowina. Później przeszła do PiS, a w 2023 roku Pawłowska nie zdobyła mandatu w wyborach do Sejmu. Teraz jej powrót tylko komplikuje i tak mocno zagmatwane życie polityków PiS w parlamencie. 

Pytanie, czy PiS w ogóle jest w stanie sprawę tych mandatów zamknąć. Bo chociaż mobilizowała i integrowała wyborców oraz polityków tej partii, to naprawdę na dłuższą metę nie widać w niej politycznych korzyści dla Kaczyńskiego i jego formacji jako największej siły opozycyjnej.