Generalnie, w każdym. Równolegle musimy zmieniać przepisy, całe otoczenie prawne, w którym funkcjonują konsumenci, producenci i rynek gospodarki odpadami. Po drugie, metaforycznie: musimy też pozbyć się dyktatu PKB, czyli pieniądze i zysk nie mogą być jedynym wyznacznikiem sukcesu w gospodarce. Po trzecie wreszcie, musimy się sami zmienić. Zauważyć, że nie da się oddychać pieniędzmi, a w postapokaliptycznej rzeczywistości – zniszczonego środowiska naturalnego – gdy będziemy chwalić się ilością zarobionych pieniędzy i zgromadzonych dóbr, nasze dzieci będą patrzyć na nas jak na idiotów.
Czy ta rewolucja, która już się dokonała, i kolejne przed nami mają wpływ na branżę gospodarowania odpadami?
Wpłynęły na każdą branżę, tym bardziej śmieciową, i to nie tylko w Polsce. W ciągu ostatniej dekady Europa zakomunikowała kurs na gospodarkę w obiegu zamkniętym (circular economy). Świadomość zmian klimatycznych skoczyła niczym Adam Małysz: nie ma dziś szanującej się gazety, w której nie byłoby publikacji czy dodatków poświęconych zmianom klimatycznym, zero waste, wegetarianizmowi. Mamy dziś zupełnie inną rzeczywistość, choć pytanie jest otwarte, kiedy rynek w pełni to zauważy.
A nie zauważył?
Trochę musiał zauważyć: 10 czy 20 lat temu odbiór śmieci sprowadzał się do zabrania ich z jakichś tam śmietników i jakichś pojemników – „jakichś" ma tu istotne znaczenie – i skierowania na składowisko. I koniec, składowisko było zasadniczym odbiorcą całego strumienia odpadów, zwłaszcza komunalnych. Teraz mamy konieczne poziomy odzysku, recyklingu, selektywną zbiórkę. Od tamtej pory również zwiększyła się ilość odpadów per capita, zwiększył się nasz dobrostan, zdolności konsumpcyjne...
A i producenci zaczęli najprostsze rzeczy opakowywać z fantazją godną lepszej sprawy.