Koronawirus: za zjedzenie loda na ulicy grozi mandat

Powoływanie się na astmę nie zawsze uchroni przed mandatem. Policja może weryfikować informacje o chorobie, kiedy ma wątpliwości, czy brak maseczki nie jest zwykłym lekceważeniem obowiązku.

Aktualizacja: 11.05.2020 06:26 Publikacja: 10.05.2020 19:35

Koronawirus: za zjedzenie loda na ulicy grozi mandat

Foto: Adobe Stock

Zaraza nie odpuszcza. Jednak po dwóch miesiącach obowiązywania różnego rodzaju zakazów i nakazów większość z nas zdążyła się już do nich przyzwyczaić. Niektóre generują obywatelski bunt i wykazują niekonsekwencje autorów. Przykład?

Nakaz poruszania się w miejscach publicznych z zakrytymi ustami i nosem. Chodzi o ulicę i zjedzenie loda czy gofra, który jest na niej sprzedawany. Odsłonięcie ust w celu zjedzenia smakołyku może się skończyć mandatem lub karą.

A może jednak przewidziano wyjątek?

Nic z tego. Wątpliwości rozwiewa główny inspektor sanitarny. – Nakaz zasłaniania ust i nosa obowiązuje wszystkich, którzy znajdują się na ulicach, w urzędach, sklepach czy miejscach świadczenia usług. Nie zawiera on odstępstw dotyczących spożywania posiłków, lodów, gofrów, hot dogów etc. w miejscach objętych nakazem noszenia maseczek. Aktualnie przepisy nie zabraniają prowadzenia działalności gastronomicznej „na wynos", ale mając na uwadze, że koronawirus SARS-CoV-2 przenosi się drogą kropelkową, jedzenie posiłków kupionych na wynos powinno następować w domu – twierdzi GIS.

Czytaj także:

Obowiązek noszenia maseczek od 16 kwietnia - jest nowe rozporządzenie

Wynika z tego więc, że nie możemy jeść lodów na ulicy. Musimy je spożyć w miejscu, które nie jest objęte nakazem noszenia maseczek, a więc na przykład w samochodzie czy dopiero w domu.

W związku z obowiązkowymi maseczkami są też inne wątpliwości. Dotyczą one także podróżowania samochodem. Zasada jest prosta.

Przepisy narzucają obowiązek zakrywania ust i nosa na drogach i w miejscach ogólnodostępnych, również „w pojazdach samochodowych, którymi poruszają się osoby niezamieszkujące lub niegospodarujące wspólnie.

Nie ma zatem wątpliwości, że jeśli w aucie jest więcej niż jedna osoba, to obie muszą mieć maseczkę, chyba że mieszkają razem (np. małżeństwo lub rodzice z dziećmi).

Policjant ma prawo sprawdzić dokumenty nie tylko kierowcy, ale i współpasażerów. I tu zaczyna się problem. Jasne jest, że jeśli podróżują osoby przypadkowe, np. znajomi, to obowiązek jazdy w maseczce istnieje. Ale co zrobić, kiedy rodzice podróżują z dorosłymi dziećmi czy dzieckiem z narzeczonym lub mężem, którzy, choć w dowodach mają wpisane inne adresy, to na czas np. remontu mieszkania czy jego wykończenia od miesięcy mieszkają razem z rodzicami w domu rodzinnym.

Czy za podróż bez maseczki w takich okolicznościach też dostaniemy mandat?

Okazuje się, że nie jest to przesądzone. Należy jednak rodzinną sytuację wyjaśnić funkcjonariuszowi.

– Do każdej sprawy podchodzimy indywidualnie. Słuchamy wyjaśnień obywateli – zapewnia Radosław Kobryś z Komendy Głównej Policji. I przypomina, że zawsze też, kiedy nie zgadzamy się z decyzją funkcjonariusza, możemy odmówić przyjęcia mandatu. Wówczas policja sporządzi wniosek o ukaranie i sprawa trafi do sądu. To on zdecyduje, kto miał rację w konkretnej sytuacji.

Z noszeniem maseczki w aucie wiąże się jeszcze jeden problem, tym razem dla Inspekcji Transportu Drogowego. Chodzi o egzekwowanie kar za wykroczenia zarejestrowane fotoradarami. Kiedy samochód jest używany przez więcej niż jedną osobę, rozpoznanie konkretnego kierowcy z maseczką na twarzy przysporzy bowiem nie lada trudności.

I problem trzeci – także związany z obowiązkiem noszenia maseczek. Kto, bez kary, nie musi ich zakładać?

Otóż na mocy rozporządzenia Rady Ministrów z 19 kwietnia 2020 r. w sprawie ustanowienia określonych ograniczeń, nakazów i zakazów w związku z wystąpieniem stanu epidemii, mamy obowiązek noszenia maseczek w przestrzeni publicznej.

Zwolnione z tego nakazu są: dzieci do lat czterech; osoby, które nie mogą zakrywać ust lub nosa z powodu stanu zdrowia; osoby z całościowymi zaburzeniami rozwoju; osoby z zaburzeniami psychicznymi; osoby z niepełnosprawnością intelektualną w stopniu umiarkowanym, znacznym albo głębokim oraz osoby mające trudności w samodzielnym zakryciu lub odkryciu ust lub nosa. W tym samym rozporządzeniu rząd przesądził, że orzeczenia lub zaświadczenia o stanie zdrowia nie są wymagane.

To oznacza, że lekarze nie muszą pacjentom wystawiać zaświadczeń o ich chorobach na potrzeby ewentualnego wylegitymowania się nim w czasie kontroli policji. Funkcjonariuszom pozostaje więc wierzyć na słowo tłumaczeniom obywateli.

Czy zawsze to robią?

– Słuchamy, co zatrzymany bez maseczki ma do powiedzenia. Tu także każdą sytuację oceniamy indywidualnie – wyjaśnia Radosław Kobryś. I mówi, że kiedy jednak mamy do czynienia z grupką młodych ludzi, w której nikt nie ma maseczki i wszyscy twierdzą, że są chorzy na astmę, funkcjonariusz ma prawo taką informację weryfikować... już na komisariacie. Może np. zażądać dostarczenia dokumentacji leczenia.

Zaraza nie odpuszcza. Jednak po dwóch miesiącach obowiązywania różnego rodzaju zakazów i nakazów większość z nas zdążyła się już do nich przyzwyczaić. Niektóre generują obywatelski bunt i wykazują niekonsekwencje autorów. Przykład?

Nakaz poruszania się w miejscach publicznych z zakrytymi ustami i nosem. Chodzi o ulicę i zjedzenie loda czy gofra, który jest na niej sprzedawany. Odsłonięcie ust w celu zjedzenia smakołyku może się skończyć mandatem lub karą.

Pozostało 89% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Prawo karne
CBA zatrzymało znanego adwokata. Za rządów PiS reprezentował Polskę
Spadki i darowizny
Poświadczenie nabycia spadku u notariusza: koszty i zalety
Podatki
Składka zdrowotna na ryczałcie bez ograniczeń. Rząd zdradza szczegóły
Ustrój i kompetencje
Kiedy można wyłączyć grunty z produkcji rolnej
Sądy i trybunały
Sejm rozpoczął prace nad reformą TK. Dwie partie chcą odrzucenia projektów