Hanna Suchocka: Jak tworzyć wspólne dobro

Klasa polityczna potraktowała pandemię jako element gry politycznej - mówi Hanna Suchocka, była premier i ambasador RP, laureatka Nagrody Jana Nowaka-Jeziorańskiego.

Publikacja: 04.06.2020 21:00

Hanna Suchocka: nie odrobiliśmy lekcji o tym, czym jest dobro wspólne

Hanna Suchocka: nie odrobiliśmy lekcji o tym, czym jest dobro wspólne

Foto: Tomasz Golab/Gość Niedzielny/Forum

Patronat „Rzeczpospolitej”

Została pani laureatką Nagrody Jana Nowaka-Jeziorańskiego. Czym jest dla pani ta nagroda?

Otrzymanie Nagrody Jana Nowaka-Jeziorańskiego było dla mnie przede wszystkim wielkim zaskoczeniem. Jest mi szczególnie miło, że to jest Nagroda im. Jana Nowaka-Jeziorańskiego, ponieważ od samego początku transformacji, a już w sposób szczególny, gdy zostałam premierem rządu, miałam z nim częste i serdeczne kontakty. W relacjach prywatnych on zawsze nazywał mnie Hanką, a ja nazywałam go wujem. Mieliśmy takie miłe i serdeczne relacje... Nigdy nie zakładałam, nawet nie przypuszczałam, że mogę kiedyś uzyskać nagrodę, którą on ustanowił.

Nagrodę tę otrzymują osoby, które miały znaczący wkład w obalenie komunizmu, odzyskanie przez Polskę niepodległości i kształtowanie społeczeństwa obywatelskiego, a laureat „jest osobą uosabiającą myślenie o państwie jako dobru wspólnym”. Czy pani identyfikuje się z tą dewizą uczestnictwa w życiu publicznym?

Wielokrotnie, zwłaszcza w ostatnich latach, podkreślałam i mówię to teraz: my nie do końca odrobiliśmy lekcję rozumienia, czym jest dobro wspólne. Zapisaliśmy to w konstytucji, zdefiniowaliśmy nasze państwo jako Rzeczpospolitą Polską, która jest dobrem wspólnym, ale cały czas nie potrafimy zidentyfikować się do końca z tym pojęciem, zrozumieć go. To jest lekcja, którą mamy wciąż do odrobienia, bo cała transformacja była próbą stworzenia społeczeństwa obywatelskiego, państwa rozumianego jako dobro wspólne, gdzie wszyscy czujemy się odpowiedzialni za to, co się w tym państwie dzieje.

Dlaczego się nie udało? Czy to świat polityczny nie dorósł do tego, czy to wynikało z tego – jak ktoś kiedyś powiedział – że naród nie był dość dobry, by budować z nim demokrację?

Tak bym zdecydowanie nie mówiła, nie wartościowałabym, że naród nie był dobry do budowy demokracji. Myślę, że w takim codziennym zabieganiu, pewnej powierzchowności, nowej rzeczywistości, przeprowadzając reformy, dosyć szybko starając się dogonić świat, który nam bardzo uciekł w ciągu 40 lat, nie zdawaliśmy sobie sprawy z trudu głębszej refleksji nad tym, czym jest dobro wspólne. Myślę, że dopiero pewne wstrząsy, sytuacje krytyczne nas zatrzymują, zmuszają do takiej refleksji. Wiemy, że dopiero gdy zaczynają się głębokie podziały, wręcz pęknięcia w społeczeństwie, jesteśmy w stanie zauważyć, że coś jest nie tak. Gdy jest w miarę dobrze, to nie zadajemy sobie trudu takiej refleksji.

Podstawą dobra wspólnego w polityce, w życiu publicznym powinny być wspólnoty lokalne. Obchodzimy w tym roku 30-lecie samorządu w Polsce. Czy samorząd zasługuje na oceny lepsze niż świat wielkiej polityki sejmowej?

Zawsze byłam duszą przy samorządzie. 30 lat od pierwszych wyborów samorządowych to jest niezwykle ważna rocznica. A niestety, przeszła w zapomnieniu, przykryta sporami, waśniami i znowu to dobro wspólne, którego samorządy są istotnym elementem, zostało przykryte nie tylko pandemią, ale sporem politycznym. Obserwując Polskę, jeżdżąc po kraju, od samego początku, kiedy byłam jeszcze bardzo aktywna w życiu politycznym, dostrzegam, jak ważną ideą było rozpoczęcie transformacji razem z odtwarzaniem samorządu terytorialnego. To była niezwykła szkoła tworzenia społeczeństwa obywatelskiego, poczucia, że coś możemy sami zrobić, ale to też nie jest dane nam raz na zawsze. Są nowe wyzwania i musimy za każdym razem poszukiwać nowych możliwości ubogacania samorządu i tego, jak go w nowy sposób organizować. Pierwszym wrażeniem – gdy z pewnego dystansu czasowego obserwuję rozwój samorządu – dostrzegam, jak zmieniały się pewne formy zaangażowania społecznego w funkcjonowanie samorządu, np. przechodzimy od konsultacji ogólnych do partycypacji. Coraz bardziej rozumiemy, że musimy uczestniczyć w tych przemianach czynnie. Ważnym elementem naszej partycypacji stały się tzw. budżety partycypacyjne, obywatelskie. To ludzie decydują, na co chcą przeznaczyć lokalne pieniądze, i uważam, że to jest niezwykle ważna szkoła tworzenia i myślenia o dobru wspólnym.

Sejm, ławy rządowe: m.in. premier Hanna Suchocka, wicepremier Henryk Goryszewski, Pawe&#

Sejm, ławy rządowe: m.in. premier Hanna Suchocka, wicepremier Henryk Goryszewski, Paweł Łączkowski, Jan Maria Rokita, Jan Krzysztof Bielecki, Janusz Onyszkiewicz

Jacek Domiński/REPORTER

Ale mówi się też o pęknięciu Polski, już nie na wschód i zachód, ale na wielkie miasta i mniejsze miejscowości. Czy pani się z tym zgadza?

Zawsze boję się pewnych uproszczonych ocen, bo łatwo wyrazić opinię, która potem do czegoś przylgnie. Uważam, że siłą rzeczy, wielkie miasta mają inną większą dynamikę polityczną, dlatego też widzimy wyraźnie, że w wielkich miastach w znacznie większym stopniu układ polityczny, który istnieje w skali całego kraju, daje o sobie znać. W mniejszych wspólnotach lokalnych, nawet w warunkach wyborów lokalnych, często te wybory odbywają się na zupełnie innej podstawie. Tworzą się lokalne organizacje, stowarzyszenia, nie odwzorowuje się do końca podział partyjny. Natomiast w wielkich miastach ten podział partyjny odgrywa rolę w większym stopniu, także w wyborach samorządowych. Stąd może bierze się ta teza dotycząca różnicy pomiędzy wielkimi miastami a samorządem w mniejszych jednostkach. Ale powstaje kolejne pytanie: czy możliwe jest, by różnic nie było. Istotne jest to – nawet zakładając, że są – by zasadniczym elementem, punktem odniesienia, było to dobro wspólne i poczucie, że wszyscy należymy do tej samej społeczności obywatelskiej i mamy na nią wpływ.

Z powodu epidemii koronawirusa mamy dziś wyjątkową sytuację w społeczeństwie. Jak to się odbiło na świecie polityki? Pandemia zmieniła naszą politykę? Czy cały czas toczy się ona swoim trybem?

Pandemia jest dramatem niewiarygodnym, ona przewartościowała, zmieniła życie całych społeczeństw, zmieniła życie każdego człowieka indywidualnie, postawiła każdego z nas wobec nowych, trudnych wyzwań. Przecież w ogóle nikt nie zakładał, że będziemy musieli się zmierzać z takim zjawiskiem. A mam wrażenie, jakby życie polityczne, klasa polityczna tego nie uwzględniła, tylko potraktowała to jako jeden z dodatkowych elementów w grze politycznej. Przesunięcie punktów ciężkości i zmiana myślenia, odniesienie się do innego systemu wartości nie nastąpiło. Być może w naszej sytuacji rzeczywiście decydujący wpływ na to, co się dzieje, miała cały czas trwająca kłótnia, spór o przeprowadzenie wyborów prezydenckich (bo kampanią wyborczą tego nie można nazwać). To przykryło dramatyzm sytuacji związanej z pandemią i wyzwania, przed którymi wszyscy stajemy. Przecież ani pandemia, ani problemy z nią związane się nie skończyły, my właściwie dopiero stajemy przed nowymi wyzwaniami, nowymi problemami, a nie formułujemy pytań na przyszłość: co to oznacza w kontekście dobra wspólnego.

Czy sądzi pani, że grozi nam sytuacja, w której strony sporu politycznego, który toczy się w Polsce, będą – w zależności od tego, kto wygra lub przegra wybory prezydenckie – podważać ich wynik?

Trudno przewidywać, ale rzeczywiście mam głębokie obawy, że może się tak stać, że mogą pojawić się tendencje do podważenia wyniku i sięganie do różnych argumentów sprzed dnia wyborów: co zostało zrobione, kto czego nie dopełnił. Obawiam się tego, obserwując spory wokół wyborów. To napawa mnie dużym niepokojem.

Nawiązując jeszcze do samej Nagrody Jana Nowaka-Jeziorańskiego, która została ustanowiona przez niego samego, kolegium Europy Wschodniej, miasto Wrocław, Uniwersytet Wrocławski i Ossolineum. Czy lubi pani Wrocław?

Pochodzę z Poznania, a jak dobrze wiemy, są miasta, które ze sobą rywalizują. Zawsze Poznań konkurował z Wrocławiem, a w każdym razie tak to było postrzegane, ale niezależnie od tego ja bardzo lubię Wrocław i chętnie jeżdżę do Wrocławia. Nie bywam tam często, ale zawsze gdy mam okazję, jadę z przyjemnością: przyjeżdżam czasami do Wrocławia na wykłady, ale też do wspaniałej sali Narodowego Forum Muzyki na różne fantastyczne koncerty. Wrocław jest miastem, które zawsze mile wspominam. Dlatego cieszyłam się na wizytę związaną z odbiorem nagrody 4 czerwca. Niestety, w związku z pandemią uroczystość się nie odbędzie.

współpraca Magdalena Pernet

Nagroda Jana Nowaka-Jeziorańskiego

Nagroda Jana Nowaka-Jeziorańskiego przyznawana jest od 2004 roku i została ustanowiona przez Jana Nowaka-Jeziorańskiego oraz Kolegium Europy Wschodniej, miasto Wrocław, Uniwersytet Wrocławski i Ossolineum. Przyznawana jest osobom oraz instytucjom, które miały znaczący wkład w obalenie komunizmu, odzyskanie przez Polskę niepodległości oraz w kształtowanie społeczeństwa obywatelskiego, uosabiającego „myślenie o państwie jako dobru wspólnym”.
Kapituła Nagrody została powołana przez Jana Nowaka-Jeziorańskiego oraz uzupełniana po śmierci Jana Nowaka. W jej skład wchodzą również przedstawiciele instytucji przyznających nagrodę.

Patronat „Rzeczpospolitej”

Została pani laureatką Nagrody Jana Nowaka-Jeziorańskiego. Czym jest dla pani ta nagroda?

Pozostało 99% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Publicystyka
Wybory samorządowe to najważniejszy sprawdzian dla Trzeciej Drogi
Publicystyka
Marek Migalski: Suwerenna Polska samodzielnie do europarlamentu?
Publicystyka
Rusłan Szoszyn: Zamach pod Moskwą otwiera nowy, decydujący etap wojny
Publicystyka
Bogusław Chrabota: Donalda Tuska na 100 dni rządu łatwo krytykować, ale lepiej patrzeć w przyszłość
Publicystyka
Estera Flieger: PiS choćby i z Orbánem ściskającym Putina, byle przeciw Brukseli