Tak wynika z analiz Lion's Banku. - Znalezienie wolnego miejsca na urlop to nie lada wyzwanie - podkreśla Bartosz Turek, analityk Lion's Banku. - Nie tylko skrawek wolnej plaży czy stolik w lokalu gastronomicznym, ale też wolne pokoje hotelowe to dziś towar mocno deficytowy. Problem dotyczy nie tylko miejscowości nadmorskich, ale też kurortów górskich i Mazur - zwraca uwagę.
Nie ma miejsc
- Wiele mówi się o tym, że zagrożenie terrorystyczne poza granicami Polski skłania Polaków do spędzania urlopu w kraju. Niewykluczone, że rodzime kurorty pomógł też zapełnić program 500+ - ocenia Bartosz Turek. - Na efekty nie trzeba było długo czekać. W pełnej krasie obserwować można je jednak dopiero w połowie sierpnia, na kiedy to tradycyjnie przypada szczyt sezonu wakacyjnego. Wszystko dlatego, że 15 jest dniem wolnym od pracy. Mamy więc długi weekend. Biorąc urlop w połowie sierpnia, można zaoszczędzić jeden dzień wolny - opowiada.
Z jaką ofertą spotka się para, która planując urlop na ostatnią chwilę chciałaby wyjechać 13, a wrócić 28 sierpnia? - Niestety w wielu miejscach trudno mówić o jakiejkolwiek ofercie, bo w hotelach nie ma już przeważnie wolnych miejsc. W 18 popularnych turystycznie miastach przeciętne obłożenie wynosi aż 97 proc. Tak wynika z danych zebranych przez Lion's Bank na internetowych portalach rezerwacyjnych - podaje Bartosz Turek. - Oznacza to, że że niewynajęte są wciąż trzy miejsca noclegowe na 100. W praktyce sytuacja jest znacznie gorsza, bo może się okazać, że klient w czasie dwutygodniowego urlopu musiałby się przeprowadzać z hotelu do hotelu lub z pokoju do pokoju nawet kilka razy - podkreśla.
I dodaje, że na najemców czekają przeważnie jedynie najdroższe oferty. - W efekcie wakacyjny szał podniósł w tym roku koszt noclegów przykładowej pary o ponad 1,5 tys. zł. Dla porządku należy dodać, że lepiej może być już na miejscu - mówi Bartosz Turek. - Samodzielne poszukiwanie kwater prywatnych lub nadzieja na to, że wcześniej zarezerwowane miejsca w hotelach nie zostaną wykorzystane to jednak duże ryzyko. Może to potencjalnie przynieść spore oszczędności, ale też nie mniejsze rozczarowanie, gdy okaże się, że miejsc faktycznie nie ma - przestrzega.
Morze i góry
- Jak na dłoni ten problem jest widoczny w Zakopanem. Wakacje w sercu Tatr zaplanowało tak wielu urlopowiczów, że trudno znaleźć jakiekolwiek wolne pokoje, a te dziś dostępne mają zaporowe ceny. Za dwa tygodnie w Zakopanem można zapłacić nawet 20-30 tys. zł, i to za sam nocleg - mówi Bartosz Turek. - Właśnie takie oferty powodują, że przeciętna stawka za dobę oszacowana została na 1140 zł. Rok temu oferta nie była tak przebrana, i choć o miejsce hotelu lub pensjonacie także nie było łatwo, to średnia stawka za pokój wynosiła 400 zł za dobę. Wzrost wynosi więc aż 185 proc. i jest najwyższy wśród przebadanych miast. Wszystko dlatego, że przed rokiem w analogicznym okresie wolny był wciąż jeden pokój na osiem, dziś tylko jeden na 100.